Kolej na Podróż

Pociągiem do Bregencji (2008) – relacja z podróży

Moje podróże –> Pociągiem do Bregencji (2008)

Rodzaj biletu: Sommerticket Austria – 50 Euro za dwa miesiące (wtedy mieszkałem i pracowałem w czeskim Brnie, więc to była jedna z moich kilku wycieczek do Austrii w tamte wakacje).

1. dzień – 15.08.2008

Austriacka Bregencja jest specyficznym miastem. Leży przy granicy niemieckiej, szwajcarskiej, niedaleko również do Liechtensteinu. Mając w kieszeni wakacyjny bilet kolejowy na całą Austrię postanowiłem spędzić tam jeden dzień. Starannie zaplanowałem trasę chcąc po drodze zwiedzić inne miasta. Czekało mnie jednak wiele niespodzianek. Z Brna wyjechałem 15 sierpnia po 19:00.

W Wiedniu byłem około 21:35. Pociąg do Bregencji odjeżdżał o 22:20. Musiałem dostać się na dworzec Wien Westbahnhof tramwajem. Zajęło mi to trochę czasu i na stacji byłem dopiero 22:05. W tramwaju było nieciekawie, szczególnie złe wrażenie zrobiła na mnie bardzo głośno zachowująca się grupka czterech Polaków. Przed dworcem docelowym było pełno prostytutek, homoseksualistów oraz imigrantów, niemniej jednak nie czułem się zagrożony. Kiedy wszedłem na pero, pozostawało jedynie 10 minut do planowego odjazdu. Zdziwiła mnie liczba wagonów w pociągu – były tylko dwa wagony klasy drugiej, trzy klasy pierwszej, restauracyjny oraz trzy dla samochodów. W wagonach drugiej klasy wszystkie przedziały były zajęte, więc musiałem usiąść do wagonu bezprzedziałowego. Bezprzedziałowe są wprawdzie wygodne i modne, lecz absolutnie nie nadają się do podróży nocnych, kiedy człowiek chce się wyspać. Później dosiadało się wielu podróżnych, przez co powoli wagon się zapełniał. Do mnie dosiadła się sympatyczna dziewczyna jadąca do Linzu. Jedna panienka rozłożyła się na dwóch siedzeniach, na jednym ona, pod drugim bagaż a na siedzeniu jej nogi. Wkurzyło to Murzyna, który wulgarnie zwymyślał ją po angielsku i poskarżył się konduktorowi. Panienka twierdziła, że miejsce jest zajęte dla kogoś, kto ma przyjść, lecz nikt jej nie wierzył bo, jak się okazało, kłamała. Konduktor też ją ochrzanił, ale miejsce obroniła.

2. dzień – 16.08.2008

Pociąg ruszył dopiero 22:40, bowiem czekał na opóźniony pociąg z Budapesztu. Do Linzu było pełno. W Linzu wysiadło wiele osób, więc wagon trochę opustoszał i mogłem się rozłożyć na dwóch siedzeniach. Jestem wysoki, więc nie mieściłem się, lecz poradziłem sobie. Zasnąłem. Budzę się około 2 w nocy. Patrzę – stacja Salzburg. Stacji nie było w rozkładzie, ale mnie to jeszcze nie zdziwiło, ponieważ jest to szlak na Bregencję. Wysiadło sporo podróżnych, udało mi się zająć najlepsze miejsce umożliwiające niewygodne wprawdzie, ale i tak komfortowe, rozłożenie się na czterech siedzeniach. Próbowała mnie wyprzedzić cwana panienka, którą dostała wcześniej ochrzan. Byłem szybszy. Znowu szybko zasnąłem. Obudziłem się na następnej stacji. Patrzę za okno, myślę – jesteśmy w Innsbrucku – a tu napisane „Munchen Hbf”. Trochę spanikowałem, bo to przecież Niemcy, a ja mam bilet tylko na Austrię. Po konduktorze ani śladu, ale położyłem się nie wiedząc, gdzie ten pociąg jedzie. Później obudziłem się jeszcze około 5:00. Za oknem zaczynało świtać, widziałem ładne wioski, wciąż nie wiedziałem, gdzie jesteśmy. Dopiero ok. 6:00 dojechaliśmy do niemieckiego Lindau. To miasto było w planie wyprawy, więc już się nie martwiłem. Trzydzieści minut później byliśmy w Bregencji.

Na dworcu przeczytałem ogłoszenie o zastępczej komunikacji autobusowej na odcinku Innsbruck-Feldkirch. Komunikacja zastępcza była także na odcinku Feldkirch-Buchs, ale podobno tylko 15 sierpnia. Podobno, bo prawda była całkiem inna. Wtedy jednak cieszyłem się, bo akurat odjeżdżał pociąg do Feldkirch, a stamtąd miałem pociąg do Buchs. Szybko wsiadłem i delektowałem się pięknymi widokami za oknem. W Feldkirch rzeczywiście czekał pociąg Talent do Buchs. W pociągu jechałem sam. Najbardziej cieszyłem się z tego, że przejeżdżam przez Liechtenstein. Samo księstwo, poza ładnymi krajobrazami, nie wydawało się specjalnie atrakcyjne, a stacje kolejowe przypominały te polskie.

Liechtenstein

Liechtenstein z okien pociągu

Po 8:00 wysiadłem w szwajcarskim Buchs. Ruszyłem na miasto, którego główną atrakcją był maleńki deptak. Pojawił się jednak problem, bowiem musiałem skorzystać z toalety. Nie miałem jednak franków szwajcarskich a automat nie brał ani złotówek, ani koron czeskich, ani eurocentów ani koron słowackich. W kantorze przy kasie biletowej nie chcieli mi wymienić pieniędzy, ponieważ prowizja wynosiła 3 franki szwajcarskie, czyli 6 złotych. A ja potrzebowałem tylko około 40 groszy. W końcu jednak ubłagałem kasjerkę i dostałem żądaną kwotę.

Buchs

Moje pierwsze kroki na szwajcarskiej ziemi

Za 30 minut miał jechać pociąg do Innsbrucka przez Feldkirch, jednak, jak pisałem wcześniej, ogłoszenie o normalnym ruchu mijało się z prawdą. Pociąg został odwołany, a zamiast niego jechał autobus. Już na samą myśl o podróży autobusem żołądek zaczął wariować (nie jeżdżę autobusami w ogóle), lecz miałem Stoperan i udało się wytrwać do planowanego rozpoczęcia przejazdu. W międzyczasie sfotografowałem kilka szwajcarskich pociągów. W końcu okazało się, że mój pociąg nie przyjedzie, bo zepsuła się lokomotywa czy coś takiego i opóźnienie wynosi 120 minut. Nie zamierzałem gnić w tej dziurze, więc poszedłem się zapytać, co mam robić. Autobus do Feldkirch załatwiono w 5 minut tylko dla mnie. Byłem jedynym pasażerem w komfortowym autokarze z toaletą. Znów przejechałem przez Liechtenstein i po dotarciu do Feldkirch pożegnałem się z miłym kierowcą.

ZKA

Autobus Buchs – Feldkirch

Autobus Buchs – Feldkirch

Centrum Feldkirch było maleńkie, zwiedzenie całego Starego Miasta zajęło mi około półtorej godziny. Samo miasto prezentowało się bardzo ładnie, szczególnie zamek i rynek. Na dworcu umyłem się w szalecie (płaci się tylko za posiedzenie w kabinie) i wsiadłem do pociągu do Bregencji. Podróż przespałem.

Feldkirch

Feldkirch – rynek

W Bregencji przeszedłem się kawałek i przesiadłem się do pociągu do Lindau. W Lindau posiedziałem godzinkę i pojechałem do kolejnej szwajcarskiej stacji St. Margrethen. Tym razem czekała mnie kontrola graniczna. Miałem około 70 minut na zwiedzanie, lecz nie było tu kompletnie nic ciekawego, może poza budynkiem dworca.

St Margrethen

Hotel w St Margrethen – drugi raz na szwajcarskiej ziemi

Pociąg

Szwajcarski pociąg – ale się cieszyłem widząc tę lokomotywę

Następnie ponownie pojechałem do Lindau. Upał trochę zelżał, więc mogłem wyjść na miasto i spokojnie pozwiedzać. Szybko znalazłem dyskont „Plus”, gdzie zrobiłem zakupy. Później około półtorej godziny wałęsałem się po pięknych, krętych uliczkach, a następnie po promenadzie nad jeziorem. To miasteczko było po prostu cudowne. Na koniec poszedłem fotografować niemieckie pociągi. Na dworcu okazało się, że jakaś piekarnia obchodzi 70-lecie działalności i z tej okazji wielka bagietka kosztuje tylko 75 eurocentów. Nie mogłem nie skorzystać z okazji.

Lindau

Lindau

Lindau

Piękny ratusz w Lindau

Jezioro Bodeńskie

Jezioro Bodeńskie

Do Bregencji wróciłem około 18:30. Słońce już zaszło, pozostało tylko iść na spacer. Centrum miasta okazało się całkiem ładne, ale nie mogłem za wiele kupić. Niedaleko dworca kupiłem kawałek pizzy za 2,5 Euro (zdzierstwo). Następnie pochodziłem po promenadzie. Po jakimś czasie dotarłem na stadion, gdzie odbywał się mecz piłkarski.

Bregencja

Mecz piłkarski w Bregencji

W pobliżu znajdowała się scena teatralna na jeziorze. Dzisiaj miało się odbyć jakieś wielkie przedstawienie. Przygotowywana scena prezentowała się imponująco. Zrobiłem kilka zdjęć, lecz zaczęli się schodzić ludzie w garniturach, więc mnie wraz z innymi ciekawskimi wyproszono z trybun.

Scena

Wielka scena nad Jeziorem Bodeńskim w Bregencji

Pojawił się problem z powrotem. O 22:00 jechał pociąg do Wiednia, jednak na części trasy była komunikacja autobusowa. Zauważyłem, że na wyświetlaczach pokazujących odjazdy jest pociąg-widmo o 23:10 bez stacji docelowej oraz bez nazwy kategorii i numeru pociągu. Postanowiłem poczekać. W międzyczasie skończył się mecz piłkarski i okazało się, że moimi towarzyszami podróży będą pijani kibice, którzy już na dworcu bili się z policją. Do mnie też dymili, ale nie odzywałem się i dali sobie spokój. Ze względu na fakt, że pociąg jechał przez Niemcy, policja austriacka nie mogła ich eskortować.

Szczęśliwie udało mi się zająć miejsce w przedziale, który dzieliłem z sympatycznym małżeństwem w średnim wieku. Uciąłem sobie z nimi pogawędkę, chociaż powiedziałem im, że jestem Polakiem, to jednak i tak odczuwałem z ich strony sympatię. Zresztą podczas tegorocznych podróży ludzie odbierali mnie bardzo pozytywnie, przynajmniej takie miałem wrażenie. Kibice początkowo hałasowali i kopali w drzwi przedziałów, jednak później zmorzył ich ich sen. Austriackie wagony przedziałowe są chyba najlepsze w Europie. Można rozłożyć siedzenia, co powoduje, iż mamy niemal łóżko.

3. dzień – 17.08.2008

Spało mi się wygodnie, ale o 4:25 musiałem wysiąść w Salzburgu, bowiem chciałem przy okazji pozwiedzać to miasto. Było ciemno i zimno. Miałem cienką bluzę, młodzież nocująca na dworcu była w kurtkach. Chwilę przespałem się w dworcowym tunelu i ruszyłem zwiedzać Salzburg. Rozjaśniło się dopiero po 6:00, o 8:00 jechał pociąg do Wiednia.

Salzburg

Na dworcu w Salzburgu koczowało sporo śpiących grup młodzieży

Dwie godziny spokojnie wystarczyły na zwiedzanie, chociaż z początku skręciłem w niewłaściwą ulicę i znalazłem się na jakimś, brzydko mówiąc, zadupiu. Później już znalazłem drogę i dotarłem do miejsca, w którym rozpościera się legendarna panorama Salzburga. Panorama jest rzeczywiście piękna, lecz poza nią miasto specjalnie nie zachwyca, chociaż z drugiej strony nie mogę osądzać, bo nie zwiedziłem wszystkiego.

Salzburg

Salzburg – legendarna panorama

O 7:40 postanowiłem wracać z centrum na stację. Pociąg odjeżdżał o 8:00. Ryzykowałem, że nie zdążę, lecz ja z reguły wszystko robię na ostatnią chwilę i zwykle daję sobie radę, chociaż czasem z komplikacjami. Tym razem komplikacji nie było. O 7:52 wsiadłem do pociągu InterCity zestawionego z wagonów tej kategorii oraz dwóch dodatkowych wagonów kategorii osobowej, które jednak są dosyć wygodne. Pasażerów było bardzo dużo, mimo to udało mi się znaleźć takie miejsce, że przez całą podróż siedziałem sam na dwóch siedzeniach. W toalecie (jedna na wagon) umyłem się, po czym położyłem się spać. W zasadzie całą podróż przespałem.

Na stacji Wien Huetteldorf udało mi się złapać pociąg do stacji Wien Sudbahnhof , dzięki czemu zaoszczędziłem 1,60 Euro na tramwaj albo metro. Później musiałem półtorej godziny czekać na pociąg do Warszawy, którym dojechałem do Brzecławia. W Brzecławiu czterdzieści minut czekałem z kolei na pociąg ze Splitu. W międzyczasie sfotografowałem pociąg retro do Lednic. Do Brna dojechałem w wagonie kolei chorwackich.

Była to krótka, lecz bardzo ciekawa wyprawa, którą będę bardzo długo wspominał.

%d bloggers like this: