Kolej na Podróż

Pociągiem na weekend – o książce od autora

W kwietniu 2023 roku na rynku pojawiła się książka „Pociągiem na weekend”, którą opracowałem na zlecenie wydawnictwa Pascal. Książkę można nabyć w najważniejszych księgarniach internetowych i stacjonarnych, ale należy się pospieszyć, bo nakład jest bardzo niski.

W związku z dużym zainteresowaniem postanowiłem podzielić się wrażeniami, jak wygląda opracowanie przewodnika od strony autora.

Książka „Pociągiem na weekend” – co to jest

„Pociągiem na weekend” to książka łącząca cechy przewodnika turystyczno-krajoznawczego z przewodnikiem po atrakcjach kolejowych. Zawiera 20 rozdziałów, składających się z 20 NAJCIEKAWSZYCH tras kolejowych w Polsce.

Każdy rozdział podzielony jest na część o atrakcjach kolejowych i część o atrakcjach turystycznych. Ponadto w publikacji udało się zmieścić krótkie opisy czynnych i nieczynnych pasażerskich kolei wąskotorowych oraz ciekawostki kolejowe. W opisach miast starałem się uwzględnić atrakcje transportowe i kolejowe, często pomijając popularne atrakcje komercyjne.

Przewodnik „Pociągiem na weekend” – trasy

W książce znajdziecie 20 najciekawszych polskich tras kolejowych. Oczywiście będą też najpiękniejsze trasy – Wałbrzych – Kłodzko, Reda – Hel, Tarnów – Krynica-Zdrój. Dobierając trasy starałem się opisać możliwie jak najwięcej regionów Polski, przy czym niektóre trasy mogą się wydawać nieistotne z punktu widzenia ruchu turystycznego (Białystok – Czeremcha), natomiast są bardzo ciekawe z punktu widzenia miłośników historii kolei.

Tak naprawdę miałem do wyboru dwie możliwości: opisać atrakcje przy sześciu sąsiadujących ze sobą trasach na Dolnym Śląsku pomijając praktycznie wschodnią część Polski, lub wybrać po jednej-dwóch trasach dla każdego regionu i opisać dużą część Polski. Wybrałem drugie rozwiązanie. Jednym się spodoba, innym nie.

Pracowałem również na materiałach powierzonych przez wydawnictwo, przez co kilka tras niektórzy będą znali z przewodnika „Kolej na Polskę” (2015). Zostały one zmienione, rozbudowane o atrakcje kolejowe, transportowe i mało znane muzea, często zaktualizowany rozdział został zmieniony w ponad 60 procentach.

Moim ulubionym rozdziałem jest ostatni rozdział – opis trasy pociągu TLK Flisak na odcinku Łódź – Malbork, uwzględniający plany jego przetrasowania po zakończeniu remontu linii Grudziądz – Malbork. Niestety, jak na razie remont tej trasy się wydłuża i choć pociąg miał już kursować przez Kwidzyn od marca, remont może jeszcze potrwać. Tereny na odcinku Grudziądz – Malbork opisane w książce są na tyle interesujące pod względem turystycznym i kolejowym, że nie umniejsza to jej wartości.

W książce przeczytacie między innymi o liniach kolejowych na Pomorzu Zachodnim, Pomorzu Gdańskim, w okolicach Krakowa, linii Wałbrzych – Kłodzko, dawnej Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, szczegółowo została także opisana Lubelszczyzna (odcinek Dęblin – Chełm + Zamość), rozdział poświęcono Podlasiu i Suwalszczyźnie, pojawi się także Nadodrzanka (dużo ciekawych miejscowości), linia Kluczbork – Poznań (mnóstwo atrakcji kolejowych + Kalisz i Krotoszyn), linia Katowice – Bielsko-Biała, Kraków i okolice.

Łącznie 20 tras dobranych w taki sposób, aby w książce pojawiły się także opisy wszystkich czynnych polskich kolei wąskotorowych . Oczywiście nie wyczerpuje to tematu – gdybym chciał opisać trasy i atrakcje na samym tylko Dolnym Śląsku, musiałyby powstać dwie takie książki, natomiast gdybym chciał opisać całą Polskę – kilkanaście.

Zalety książki:

Przewodnik „Pociągiem na weekend”, ma kilka zalet, dla których bezinteresownie polecam zakup tej publikacji:

– cena jest bardzo przystępna. Cena sugerowana przez wydawcę to 69,99 zł (przez inflację inne nowe przewodniki kosztują już 89,99 zł); w przedsprzedaży można było kupić tę książkę za około 40 złotych. Jak na dzisiejsze czasy i ilość informacji, to bardzo mało.
– książka jest bardzo ładnie wydana. Po przejrzeniu egzemplarza autorskiego byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, bowiem na podglądzie wyglądało to przeciętnie.
– jest to nowy rodzaj przewodnika na polskim rynku. Na 368 stronach zawarto najważniejsze informacje o atrakcjach kolejowych i transportowych, w połączeniu z informacjami o atrakcjach turystycznych.
– to moja pierwsza książka, a skoro podpisuję coś swoim nazwiskiem, starałem się, aby było jakość była jak najwyższa.
– w odróżnieniu od wielu nowych przewodników, gdzie większość stron zapełniają duże zdjęcia, a treści jest bardzo mało, w książce znajdziecie bardzo dużo informacji.
– książka w części turystycznej jest bardzo dobrze zilustrowana. Jak pisałem, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony.
– w książce krótko opisałem mniej popularne miasteczka i mało znane muzea, więc można dowiedzieć się czegoś nowego.

Należy pamiętać, że to książka skierowana do miłośników podróżowania koleją i zwiedzania kraju z wykorzystaniem tego środka transportu. Osoby, które poświęciły kolei całe życie i od dzieciństwa zajmują się tą tematyką, nie znajdą tu wiele nowego. Natomiast ktoś, kto dopiero „złapał bakcyla”, chce przeczytać coś nowego lub jest ciekawy świata, będzie zadowolony.

Wady książki

Największą wadą książki jest podtytuł „20 najpiękniejszych tras kolejowych”. Gdyby odnosić kryterium piękna do atrakcji kolejowych i miejsc przy trasach kolejowych, to rzeczywiście opis będzie pasował. Jednakże lepiej przyjąć, że to „20 najciekawszych tras kolejowych” (o taki podtytuł bezskutecznie walczyłem), co nie zmienia faktu, iż książkę warto kupić.

Jako debiutant na rynku nie mam doświadczenia w pisaniu przewodników, przez co na pewno popełniłem jakieś błędy  wynikające z braku doświadczenia. Przy takiej ilości materiału i tempie pracy łatwo coś przeoczyć lub popełnić prosty błąd z rozpędu. W wersji papierowej takie błędy dużo łatwiej wychwycić niż w wersji elektronicznej. Jeśli kiedyś powstaną następne wydania, błędy zostaną poprawione, podobnie jak różne niedociągnięcia.

Co powinien wiedzieć czytelnik i recenzent

Pisanie przewodnika to nie jest prosta praca. Nie wiąże się z przywilejami typu darmowy bilet na wszystkie pociągi i noclegi w najlepszych hotelach, nie będzie też czerwonego dywanu, limuzyny, wielkiej sławy oraz milionów na koncie. Naprawdę, nie ma czego zazdrościć, tym bardziej, że jako czytelnicy nie musicie się obawiać hejtu. Gdyby ktoś zdecydował się napisać gdzieś recenzję tej książki, warto uwzględnić kilka informacji pomagających wystawić obiektywną ocenę:

– zwykły czytelnik nie zdaje sobie z tego sprawy, ale przy pisaniu przewodników autorzy muszą zmieścić treść w określonej liczbie znaków, przez co nie było możliwe opisanie wszystkiego, szczególnie w dużych miastach. Pierwszeństwo miały atrakcje kolejowe i transportowe, mało znane i ciekawe muzea. Rozszerzone opisy byłyby możliwe, gdyby powstały publikacje jak np. „Pociągiem po Wielkopolsce”, czy „Pociągiem po Dolnym Śląsku” (tom 1 i tom 2).

– zmiany na kolei i w turystyce są bardzo dynamiczne. Od zakończenia prac nad przewodnikiem do ukazania się i w następnych miesiącach niektóre informacje mogą się zdezaktualizować. Przykładem może być wspomniane już wcześniej przedłużenie remontu linii Grudziądz – Malbork, czy powrót pociągów Polregio na trasę Zagórz – Ustrzyki Dolne. Tych zmian nie da się przewidzieć. Dotyczy to wszystkich przewodników. Dawniej wystarczyło aktualizować przewodniki raz na 5-10 lat, obecnie musiałyby być aktualizowane raz w miesiącu.

– nie jestem doskonały, nie posiadam też takiej wiedzy jak osoby od lat zawodowo zajmujące się historią kolei, historią któregoś z opisanych regionów lub miast. Wiem, że wielu będzie uważało, iż to oni powinni pisać ten przewodnik i na pewno zrobiliby go lepiej, ale ktoś musi to napisać, zrobić przekrój najważniejszych informacji i wziąć za to odpowiedzialność. Pamiętajcie, iż jestem tylko zwykłym klientem MOPS-u (a może niezwykłym).

– napisanie przewodnika jest dużo trudniejsze niż napisanie przez celebrytkę relacji z miesięcznej podróży po jakimś egzotycznym kraju (podróż sponsoruje organizacja turystyczna + celebrytka dostaje ogromne wynagrodzenie) ograniczającej się do opisu hoteli, restauracji i wrażeń z odwiedzonych miejsc.

– autorzy tworzący na zlecenie pracują według wytycznych. I muszą się podporządkować. Jeśli publikacja powstaje na zlecenie innej instytucji lub firmy, trzeba dodatkowo uwzględnić uwagi od zleceniodawcy. I tak jestem zadowolony, że mogłem samodzielnie wybrać trasy, które chcę opisać.

– niektóre rozdziały wydają się bardzo krótkie, na kilka stron. W praktyce praca nad takim nawet krótkim rozdziałem zajmuje dwa tygodnie lub więcej.

Osobiście żałuję, że z powodu choroby nie udało mi się na przełomie roku objechać opisanych tras i wykonać bardzo dobrych zdjęć do atrakcji opisanych w części kolejowej. Szczęśliwie trafiłem na okres złagodzenia objawów choroby, dzięki czemu udało się ukończyć książkę, natomiast nie było mowy o normalnych spacerach, nie mówiąc o podróżach.

Plany na przyszłość

Myślę, że przewodniki o podobnej tematyce mają duże szanse na sukces, jednak wątpię, czy w przyszłości coś napiszę lub coś podobnego powstanie.

W moim przypadku największym problemem jest choroba uniemożliwiająca normalne funkcjonowanie. Praca przy rwie kulszowej, rwie udowej i objawach przypominających dużą przepuklinę pachwinową jest niemożliwa. Medycyna jest bezradna, więc nie ma szans na powrót do zdrowia, ale dla orzeczników jestem zdrów jak ryba, chociaż w okresach zaostrzenia choroby chodzę na czworakach po mieszkaniu, a na co dzień przejdę nie więcej niż kilkaset metrów. Wolałbym mieć także więcej czasu na znalezienie ciekawostek i tzw. „research”. Gdybym jakimś cudem wrócił do zdrowia – pomyślimy.

Z punktu widzenia wydawcy wydanie podobnego przewodnika jest niezbyt prawdopodobne. Wydawca musi opłacić rachunki, licencje na oprogramowanie i zdjęcia, redaktorów, składacza, grafika, załatwić druk, marketing i dystrybucję. To ogromne koszty, a nikt nie zainwestuje 50 tysięcy złotych lub więcej w coś, co nie znajdzie nabywców. Pasja i praca dla idei brzmi bardzo ładnie, lecz w prawdziwym świecie wszystko wygląda inaczej. Ratunkiem jest firma zewnętrzna, która sfinansuje lub dofinansuje wydanie. Mogłaby to być na przykład organizacja turystyczna, jednak organizacji turystycznej bardziej opłaca się wydać 50 tysięcy złotych na influencera, który zrobi kilka zdjęć na Instagramie lub nagra krótki filmik i szybko dotrze do setek tysięcy osób, które bezkrytycznie podążą w polecone przez niego miejsce niż na książkę, nad którą trzeba się długo napracować i którą kupi tysiąc osób.

Większy budżet oznacza również lepszą jakość i więcej czasu na pracę nad publikacją.

Co innego sytuacja, kiedy książkę pisze jakiś kolejarz-emeryt przez 10 lat, który może sobie siedzieć w archiwach, studiować materiały i nie zależy mu na zarobku, czy pracownik instytucji naukowej mający oprócz pensji możliwość pozyskania stypendiów, grantów, dostępu do archiwów, wyjazdów zagranicznych itp. W praktyce tylko nieliczni mają takie możliwości.

Self-publishing to nie dla mnie. Mnóstwo pracy, ogromne koszty,  a efekt końcowy i tak byłby dużo gorszy, szczególnie jeśli chodzi o szatę graficzną.

Pociągiem na weekend

Pociągiem na weekend – okładka

%d bloggers like this: