Koniec grudnia i początek stycznia to dla stron internetowych i blogów czas podsumowań i publikacji planów na następny rok. Nie inaczej jest u mnie. Okres od listopada 2014 r. do końca września 2015 roku to dla mnie czas badań, szpitali, operacji, chemioterapii itp. Nie było więc możliwości podróżowania. Kiedy wracały siły, spotykałem się z niezrozumieniem najbliższych, ale w tym przypadku pracownicy stosownych służb stanęli za mną i udało się odbyć kilka krótkich podróży. W takim przypadku trudno podsumować sezon podróżniczy, dlatego chciałem napisać o czymś innym – rozczarowaniu rzeczywistością.
Swoje strony kolejowe prowadzę od stycznia 2012 roku, lecz ten rok był dla mnie przełomowy. Mam wrażenie, że coś przeoczyłem lub coś się zmieniło w czasie mojej choroby – tyle jadu, nienawiści, pogardy i niezdrowych emocji nigdy nie było.
W roku 2015 poznałem znaczenie słów „mikolstwo” i „Beton”. Zaczęło się niewinnie – na grupie pl.misc.kolej grzecznie zwróciłem jakiemuś dzieciakowi uwagę, aby dał sobie spokój z nachalną reklamą swojej strony na Facebooku, bo łamie regulamin grupy i grupa nie po to powstała. Jaka była reakcja „mikoli” – wyzwiska pod moim adresem, plucie, nieopisana wręcz wściekłość.
Znaczenie słowa „Beton” pokazał mi w praktyce jeden z pracowników PKP Intercity, gdy zapytałem, czy nie będzie promocji na przejazd na Targi TRAKO, odbywające się w dni robocze, kiedy nie było możliwości skorzystania z „Biletu Weekendowego”. Chamska, arogancka reakcja pokazuje mentalność tzw. „Betonu”. Jak w ogóle mogłem pomyśleć o takiej promocji? Jak mogłem zapytać? Co z tego, że podobne, okolicznościowe promocje są na porządku dziennym w Czechach, na Słowacji, w Niemczech, czy w Austrii i w innych krajach? Wystarczyło odpowiedzieć „nie”, ale trzeba się pienić, głupio komentować, wyśmiewać. Taka mentalność. Podobnie jak wielka afera z publikacją zarysu rozkładu jazdy PKP Intercity. Wystarczyło spokojnie napisać, aby usunąć odnośnik, ale przecież trzeba pokazać chamstwo, zastraszanie oraz brak elementarnej kultury osobistej. Dlatego postępuję zgodnie z hasłem „Miłość kruszy Beton”, przez co w PKP trafiłem chyba na wszystkie możliwe czarne listy.
Po czterech latach pracy nad stronami o tematyce podróżniczo-kolejowej zdałem sobie sprawę, z jakimi ludźmi mam do czynienia. Wulgarnymi, prymitywnymi, niedojrzałymi emocjonalnie – część z nich to osoby na wysokich stanowiskach, właściciele firm, wpływowi działacze itp. Co do młodego pokolenia „mikoli” – wystarczy spojrzeć, jakie emocje u niektórych wyzwala spamowanie profilu PKP Intercity. Pociąg do podróży w walce o gadżety, nie mówiąc o dyskusjach na forach internetowych. Po prostu tragedia. Ludzi na poziomie w internecie jest coraz mniej – jak zauważyłem, sporo osób po prostu przestaje publikować i udzielać się.
Podobnie sytuacja wygląda w blogosferze podróżniczej. Tutaj wprawdzie nie ma wyzwisk, lecz komercja zniszczyła sporo ciekawych blogów. Obecnie wygląda to tak – bezsensowny wyścig szczurów o jak największą liczbę fanów, czy jak największą liczbę kliknięć, układy towarzyskie, nachalna reklama, wojna na „hashtagi”, tworzenie artykułów pod jak największy „ruch” i „zasięg”.
Znanych blogów już nie czytam. Nie znajdę na nich inspiracji, nie poznam interesujących miejsc, bowiem autorzy podróżują głównie na koszt organizacji turystycznych, wychwalając pod niebiosa wszystko, co zobaczą podczas takiej podróży, a przy tym we wpisach nie wspominając, iż artykuł powstał dzięki podróży sponsorowanej. Nie rozumiem zachwytów nad selfie, czy zdjęciami typu „jem posiłek w restauracji”. Dla młodego pokolenia lans i pozerstwo, połączone z popularnością mierzoną „lajkami” na Facebooku, to najważniejsze wartości. Również dla potencjalnych partnerów. Pasja i autentyczność odeszły w zapomnienie. Liczą się tylko „lajki” i układy. Statystyki i polubienia to wyznaczniki sukcesu oraz wartości człowieka.
Niestety, wybór jest prosty – jesteś blogerem, który będzie wychwalał każdego, kto mu zapłaci, będzie się lansował i pisał dziecinne artykuły, aby zdobyć jak najwięcej fanów i polubień, albo będziesz pasjonatem, który zachowa swój styl, stawiając też na rzetelność. Jeżeli będziesz tym pierwszym, zdobędziesz fanów, będziesz podróżował na koszt organizacji turystycznych (kilka – kilkanaście tysięcy złotych oszczędności w ciągu roku), w przyszłości zrealizujesz swoje marzenia. Jeśli pozostaniesz tym drugim – nie będziesz miał nic, nie będziesz mógł się rozwijać, a inni będą realizowali twoje pomysły, zarabiając na tym. Taki jest świat. Nie chcę być blogerem-sprzedawczykiem i celebrytą, nie zamierzam też zeszmacić się w bezsensownej walce o jak największą liczbę kliknięć i fanów.
Rok 2015 uświadomił mi także inną rzecz – czytelnicy chcą widzieć blogera jako robota – człowieka wszechwiedzącego, niepokonanego, żyjącego bez trosk, wiecznie uśmiechniętego, podróżującego, dokąd tylko zechce, zawsze zdrowego, widzącego świat przez różowe okulary. Ja taki nie jestem. Jestem człowiekiem po przejściach, nie potrafię pozować ze sztucznym uśmiechem.
Piszę o tym, ponieważ nie spodziewałem się, jak nisko upadną niektóre osoby, które kilka lat temu wydawały się „normalnymi”. Nie spodziewałem się, że internet stanie się takim szambem. Nie rozumiem też, skąd w ludziach tyle chamstwa, pogardy, braku szacunku i objawów przypominających wściekliznę. Z drugiej strony wśród blogerów podróżniczych widać młodzieńczą naiwność – wiarę w piękny świat bez granic, gdzie wszyscy ludzie się kochają i pomagają sobie nawzajem. Najlepiej widać to po ich postawie w czasie inwazji imigrantów na Europę – powinniśmy przyjmować jak najwięcej imigrantów, bo to wspaniali ludzie, którzy wzbogacą naszą kulturę, a kto myśli inaczej, ten ma ograniczone horyzonty intelektualne.
Dzisiejszy internet to mnóstwo bezwartościowych artykułów o trywialnej tematyce, plagiaty, kradzieże, brak jakiegokolwiek poszanowania dla praw autorskich, zasada kopiuj-wklej, byle było jak najwięcej treści i wyższa pozycja w wyszukiwarkach.
Co do moich podróży – były skromne, ale bardzo udane. Nie zwiedziłem wielkich metropolii, nie zwiedziłem egzotycznych krajów, na nowo odkrywam Polskę z jej pięknymi, małymi miasteczkami, o których nie przeczytacie na komercyjnych blogach podróżniczych. Zachwyciła mnie atmosfera w Byczynie, spędziłem przyjemne chwile w Prudniku, bardzo podobały mi się Świętochłowice. Z większych miast Wrocław jak zwykle na pierwszym miejscu.
Przestałem marzyć o dalekich podróżach, nie ciągnie mnie już do Europy Zachodniej i na Bałkany, natomiast coraz bardziej interesują mnie kraje położone na wschód od Polski. Ponadto chciałbym zwiedzić Słowację i Węgry.
Jeśli chodzi o moje podróże w 2016 roku, to szczegółowe informacje opublikowałem w zakładce „Projekty 2016”. Oczywiście przy małej liczbie fanów nie mam szans na jakąkolwiek współpracę, więc będzie skromnie – Polska i być może zachodnia Ukraina. Styczeń i luty raczej spędzę w domu, później postaram się nadrobić zaległości.
Co zwiedzę w Polsce? Wszystko zależy od zdrowia i niedrogich noclegów w podróży. Województwo śląskie niemal w całości opracowane, województwo opolskie również. W roku 2016 zamierzam zwiedzić województwa: dolnośląskie, wielkopolskie, łódzkie i kujawsko-pomorskie. Pozostałe w miarę możliwości z Biletem Weekendowym. Będę nadal zwiedzał mniejsze miasta i małe miasteczka, mało popularne wśród turystów, będę podróżował tak, abym to ja miał przyjemność z podróży, nie dla lansu i popularności.
Wciąż zadaję sobie pytanie o sens mojej pracy. Taki sam projekt jak ja realizuje Wikipedia wspólnie z Fundacją Grupy PKP (fotodokumentacja + opisy dworców w podobnym stylu). Wiadomo – Wikipedia robi właściwie to co ja, ale wszystko jest sfinansowane – bilety, diety, noclegi itp. Po co więc robić coś, co robi ktoś inny, mający dużo większe możliwości? Kocham podróżowanie koleją, lubię opisywać zwiedzone miejsca, ale widocznie trzeba porzucić pasję.
Odkryłem też, że mój blog regularnie czytają władze przewoźników kolejowych (szczególnie PKP Intercity), najpopularniejsi blogerzy, znani podróżnicy kolejowi i organizacje turystyczne.
Powinienem się cieszyć? Nie. Jeżeli napisałbym artykuł z subiektywnym wykazem interesujących miejsc w którymś województwie, to pewnie organizacja turystyczna zaprosi do tych miejsc najpopularniejszych blogerów na darmową wycieczkę według mojego pomysłu, ewentualnie ktoś inny skorzysta z mojego artykułu bez podania źródła. Z PKP Intercity też trzeba bardzo uważać.
Wszystko wskazuje na to, że rok 2016 to będzie dla mnie ostatnim rokiem jako blogera i redaktora stron internetowych. Coraz mniej chce mi się tworzyć w internecie, to nie mój świat. Zresztą normalny świat też nie. Kiedy skończę blogować, ktoś pewnie przywłaszczy sobie moją twórczość (w tym roku jeden już tak robił) albo pojawi się taki sam blog (kiedy leżałem w szpitalu, pojawił się drugi blog „Kolej na Podróż”). Przeraża mnie ten wyścig szczurów i fakt, ile osób czeka na moje najmniejsze potknięcie.