W tym roku na blogu niewiele się dzieje, ale to tylko pozory. W czasie epidemii napisałem sporo artykułów dotyczących podróżowania koleją po Polsce, a blog od stycznia zmieni się w portal podróżniczo-kolejowy, co umożliwi mi tworzenie nowych treści, bo blog z założenia to tylko treści z podróży, a na podróże mnie nie stać. Artykuły w większości nie pojawiają się na stronie głównej z prostego powodu – gdybym to zrobił, za chwilę pojawiłyby się na dziesiątkach innych stron. Dziś pokażę wam, jak to działa i jak bezsensowne jest prowadzenie bloga.
Wczoraj na stronie głównej YouTube wyskoczył mi odnośnik do filmu pt. „NAJBRZYDSZY pociąg w historii!” na kanale Pociągi. Wszedłem z ciekawości, a tam pod tym clikcbaitowym tytułem kryją się „Ciekawostki o kolei w Polsce”. Odpalam film: Lubuskie Koleje Regionalne, skrzyżowanie torów pod kątem prostym w Orzeszu, dworzec widmo w Woli, polskie EN57 w Słowenii, Pleszewska Kolej Dojazdowa jako najkrótsza linia w Polsce. Zapaliło mi się światełko – przecież to wszystko niedawno opisywałem we wpisie „Kolej w Polsce – 18 ciekawostek, które warto znać„
To jeszcze mógłby być przypadek, bo nie jest tajemnicą, że blogerzy, vlogerzy i inni od siebie odpisują i naśladują pomysły innych twórców, Nie ma problemu, kiedy robią to w granicach rozsądku lub podadzą źródła, co zdarza się bardzo rzadko, bo przecież bloger lub vloger musi uchodzić za nieomylnego i najmądrzejszego znawcę.
Ale zacząłem uważnie słuchać, co autor tego filmu mówi i krew mnie zalała – wszystko z mojego artykułu. Koronnym dowodem plagiatu był fragment o dworcu w Woli – autor nawet wspomina, że po wyburzeniu dworca z Oświęcimia do Woli przejechał pociąg specjalny dla miłośników kolei. Tylko ja o tym pisałem, bo pamiętam relację zamieszczoną może 15 lat temu na nieistniejącej od dawna stronie internetowej.
Po obejrzeniu filmu lektura komentarzy – widzowie zachwyceni, nikt nawet nie wspomniał o plagiacie, tylko kilku nadgorliwych miłośników kolei przyczepiło się do szczegółów, żeby tylko pokazać, jakimi są ekspertami, co też się zdarza. „”Jesteś fantastyczny.”, „mega przyjemnie się ogląda twoje filmy ;)”, „Narazie najlepszy twój odcinek Super”, „Witaj,mega ciekawy filmik”, „świetny film”, „Super filmik” – zero informacji o tym, skąd autor czerpał informacje.
[AKTUALIZACJA] Jak zauważyłem, autor kasuje niewygodne komentarze, więc ktoś mógł tam wcześniej napisać prawdę. Trzy dni temu, po opublikowaniu mojego wpisu, pod filmem pojawiło się kilka komentarzy potępiających plagiat. Dziś rano ich już nie było. Bezczelność autora nie zna granic. Jeśli spojrzycie na inne filmy – często w tle przewijają się filmy oraz zdjęcia innych autorów, które prowadzący kanał publikuje jako własne.
[AKTUALIZACJA 2] Po publikacji tego artykułu oraz burzy na kolejowych grupach dyskusyjnych autor w opisie filmu dodał odnośnik do mojego artykułu. Nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z bezczelnym plagiatem i typowym kanałem dla szybkiego zarobku, co obecnie jest normalnym zjawiskiem.
Kanał „Pociągi” na You Tube istnieje od 9 września 2020 roku i przez dwa miesiące zyskał ponad 11 tysięcy subskrypcji po opublikowaniu 16 filmów. Autor jest wschodzącą gwiazdą środowisk związanych z koleją i miłośników kolei, filmy mają mnóstwo wyświetleń – ja przez prawie 9 lat uzbierałem jedynie 5,6 tysięcy fanów. Tylko jeśli spojrzymy na inne filmy, to niewiele się różnią – clickbaitowy tytuł, zdjęcia bez podania źródeł, dane również, często kompilacja filmów innych autorów zerżniętych z YouTube. Wszyscy chwalą, jaki to rozwijający się kanał z ogromnym potencjałem. Co do autorskich materiałów nie będę się wypowiadał, bo kiedy zaczynałem, moje artykuły były, z dzisiejszej perspektywy, bardzo słabe.
Przy filmach są oczywiście reklamy, na których autor zapewne niemało zarabia. Gdyby to zrobił jakiś uczeń na prezentację, machnąłbym ręką, ale nie, jeśli ktoś w taki sposób robi interes. Autor to młody człowiek, więc ma zniżki, może podróżować do innych krajów, niestraszny mu koronawirus ani przepisy dotyczące ubezpieczeń zdrowotnych, czy składek na ZUS. Zarobi, rozwinie się, zrobi karierę, będzie podziwiany i szanowany. Nie zdziwiłbym się, gdyby miał kilka podobnych kanałów, np. samoloty, autobusy itp., ponieważ w ostatnim czasie mamy mnóstwo takich ekspertów. Ja na swojej twórczości nie mogę zarobić ani grosza.
Plagiaty, czyli dlaczego nie warto prowadzić bloga
Blogi podróżnicze i inne były fenomenem ostatniej dekady. Mój blog, a wcześniej strona „Świat Podróży Kolejowych”, należały do jednych z tych, które przecierały szlaki. Niestety, nigdy nie miałem pieniędzy na rozwój moich projektów, więc z moich pomysłów korzystali inni i na nich zarabiali lub promowali się. Tych, którzy podali źródło lub polecili mój blog, można policzyć na palcach dwóch rąk. Przez 9 lat.
Podany tu przykład to nic nowego. Trafiłem na ten kanał przypadkowo, bowiem wyświetlił mi się w propozycjach filmów na stronie głównej na YouTube. Ile jest podobnych filmików? Nieważne, najbardziej boli to, że nikt nie widzi nic złego w odpisywaniu od innych bez podania źródła i zarabianiu na tym. Dla ludzi, szczególnie młodych, to normalne. Bo przecież im się wszystko należy. Świat należy do nich, nikogo nie szanują, są przyzwyczajeni do brania i rozpieszczani przez rządy, samorządy oraz Unię Europejską. Nie widzi w tym nic złego YouTube, Google, Facebook ani reklamodawcy.
Z moich opisów kolei i dworców regularnie korzystały bezwzględne i drapieżne koncerny sprzedające bilety na pociągi w różnych krajach Europy. Ostatnio natrafiłem na „blog” pt. „Bilety kolejowe” napisany przez autora podpisanego jako „Europodróżnik”. A tam opisy kolei w krajach, do których polski koncern sprzedaje bilety z odnośnikiem do strony tego koncernu. Opisy na podstawie mojego bloga. Na wspomnianym blogu tak naprawdę nie ma nic sensownego, powstał on jedynie jako zaplecze SEO, aby koncern wyprzedził mnie w wyszukiwarce przy hasłach o kolejach świata. Nie pierwszy i nie ostatni. Podobną metodę stosują agencje reklamowe tworząc zaplecze SEO dla blogerów płacących im ogromne pieniądze, przez co blogi pasjonatów nie mogą się przebić.
Problem plagiatów nie dotyczy tylko mnie. Poszukując informacji zauważyłem, że upadające biura podróży na potęgę odpisują od blogerów. Czasami publikując kilka artykułów dziennie. Zgodnie z moimi przewidywaniami, które opisałem w artykule Rok 2019 – zmierzch ery blogów podrózniczych. Inaczej mówiąc, cały dorobek blogerów podróżniczych przejmą za darmo szanowani biznesmeni, ludzie sukcesu. Ci sami, którzy dziś najgłośniej krzyczą o pomoc, bo czują się pokrzywdzeni kryzysem w branży turystycznej. Szkoda, że nikt nie pomyśli o zwykłych pracownikach.
Tak naprawdę nikogo to nie obchodzi. Nikt nie potępia plagiatów, a mnie pewnie zasypie lawina wiadomości, że jak mogę chcieć, aby ktoś podawał źródło, bo przecież w internecie wszystko powinno być za darmo.
Jakie konsekwencje ma takie podejście?
Pandemia zmieni mnóstwo rzeczy, nie zmieni się jedno – wielkie ryby będą zjadać małe ryby. Gdyby policzyć wszystkie blogi podróżnicze, nawet te, które swoją działalność skończyły na 5-10 wpisach, doliczylibyśmy się co najmniej kilkunastu tysięcy blogów podróżniczych. Nie, nie przesadzam. Wśród tych blogów są setki naprawdę dobrych blogów, a ich autorzy podróżują po całym świecie, pisząc ciekawie o historii i miejscach poza utartymi szlakami. Takie blogi przyjemnie się czyta, jednak łączy je jedno – już upadły lub upadną wkrótce. Bo komu będzie się chciało siedzieć nad artykułami całymi dniami lub tygodniami (tak, niektóre artykuły wymagają nawet dwóch tygodni pracy) za darmo, kiedy ktoś po prostu odpisze i zarobi na ich pracy? Jeśli nie zarabiasz po 8-10 tysięcy miesięcznie, nie masz bogatych rodziców i mnóstwa wolnego czasu, nie warto prowadzić bloga podróżniczego.
Ile zarabia się na artykule/filmie - przykład |
---|
Ile zarabia influencer za wpis? To tajemnice, które nie mogą wyjść na światło dzienne. Rok temu wyszła na jaw sprawa YouTubera Lorda Kruszwila, który, według dziennikarzy, za filmik promujący Podlasie zgarnął 50 tysięcy złotych. ZOBACZ FILM PROMUJĄCY PODLASIE, NA KTÓRY WEDŁUG MEDIÓW WYDANO 50 000 PLN. Nie wierzysz? Tutaj znajdziesz więcej informacji. Sam Lord Kruszwil zaprzeczył temu, twierdząc, że wziął znacznie mniej. Niechby wziął chociaż kilkanaście tysięcy. Za taki film tyle pieniędzy? Po co więc tworzyć solidne, rzetelne i ambitne treści? Możemy sobie tylko wyobrazić, ile za artykuł, film lub wpis biorą najbardziej znani blogerzy. |
Powstaje mnóstwo stron internetowych i kanałów z treściami przetłumaczonymi przez Google Translator z zagranicznych stron. Clickbaitowe tytuły, brak jakiejkolwiek inwencji, wszystko pisane pod wyszukiwarkę. Anonimowy autorzy, niezweryfikowane treści, nieznany wydawca. Na takie treści jest zapotrzebowanie – takie strony i kanały utrzymają się z reklam, a padają ambitne i rzetelne dzieła.
Znikną rzetelne i uczciwe blogi nie tylko podróżnicze, w blogosferze pozostaną jedynie blogi komercyjne, które zarabiają na siebie albo dzięki układom autorów, albo dzięki agencjom reklamowym promującym takich blogerów za ogromne pieniądze. Do tego blogerzy-kukiełki różnych rządów i środowisk politycznych.
Ale kogo w dzisiejszym świecie obchodzi rzetelność i uczciwość? Co tam przyzwoitość, prawa autorskie? Liczą się tylko wyświetlenia, kliknięcia, zasięgi w mediach społecznościowych. Lans i blichtr. Króluje chamstwo.
Pandemia uświadomiła mi, że ten blog nie odniósł sukcesu nie przez brak pieniędzy, moje problemy zdrowotne i brak wsparcia otoczenia. Po prostu był zbyt ambitny i zbyt uczciwy. Podobnie jak inni uczciwi blogerzy pracowałem na sukces bezwzględnych cwaniaków. Taki świat. Z bólem serca patrzę, jak ludzie wierzą w najgłupsze teorie spiskowe, jak drwią sobie z cierpienia i śmierci innych, a na ich naiwności szarlatani i media zarabiają niewyobrażalne pieniądze.
Patrzę na wysyp influencerów mających setki tysięcy fanów w mediach społecznościowych. O nikim z tych influencerów nie słyszałem, dopóki nie zobaczyłem go np. w reality show.
Gdyby obecnie pojawił się jakiś influencer, kukiełka na przykład firmy kolejowej, który na podstawie moich artykułów zrobiłby blog/portal o kolejach świata, a przy okazji miałby 50 tysięcy złotych na podróże i zilustrował te artykuły swoimi zdjęciami, to myślicie, że ktoś pamiętałby o mnie? Nikt. A influencer dzięki znajomościom zarabiałby kokosy.
Co będzie dalej?
Co będzie dalej? Jeśli uda mi się przeżyć pandemię, będę miał dwie możliwości do wyboru. Zamknąć blog lub przystosować się do tego świata i trochę go „stabloidyzować”, publikując oprócz ambitnych treści także artykuły, dzięki którym wzrośnie liczba wejść i pozycja w wyszukiwarce i co jednocześnie umożliwi przetrwanie kryzysu. Niestety, nie ma innego wyjścia. Jednocześnie nie zamierzam zostać słupem ogłoszeniowym ani masowo pisać clickbaitów typu „niedziele handlowe”, „fakty o zwierzętach”, „fakty o Świętym Mikołaju”, w ogóle niezwiązanych z tematyką podróżniczą.
Mimo wszystko bardzo lubię pisać nowe artykuły. Lubię odkrywać nowe miejsca, mało znane zabytki, poznawać świat. Pisanie o kolejach oraz rozbudowywanie artykułów sprawiają mi ogromną przyjemność. Nie da się jednak robić tego za darmo, a jeśli chciałbym utrzymać blog/portal z reklam, musiałbym notować po milion wejść miesięcznie i pisać o głupotach.
Trzeba sobie powiedzieć jasno, że obojętnie czy jako blog, czy portal, nigdy nie będę miał tylu czytelników i fanów, ilu mają twórcy piszący o górach, podróżach rowerem albo jedzeniu. Moja tematyka jest tematyką niszową. To z jednej strony wada, z drugiej zaleta. Wierzę, że moje dzieło ma ogromny potencjał, marnujący się w czasach kultu chamstwa i agresji.
W ostatnich miesiącach wpadłem na nowe pomysły rozwoju bloga/portalu. Czas pokaże, czy uda się je zrealizować.