Kolej na Podróż

Co zmienił rok 2020, czyli przemyślenia okołoblogowe i nie tylko

Rok 2020 mogę podsumować krótko – rok niepowodzeń. Na początku roku statystyki oglądalności wystrzeliły w górę. Później – katastrofa. W tym roku nie podróżowałem. Należę do grupy ryzyka, podobnie jak inni domownicy, więc w przeciwieństwie do młodych niezniszczalnych twardzieli muszę uważać, bo nie mam ochoty na pobyt w szpitalu, leżenie pod respiratorem, nie mówiąc o powikłaniach. Wygrali ci, którzy podróżują samochodem. Myślałem również, że epidemia sama wygaśnie jesienią i nie będzie drugiej fali. Mój błąd.

Ale nie o tym chciałem napisać. Rok 2020 mienił moje podejście do życia. Jestem zmęczony pandemią, polityką, lecz jeszcze bardziej przeraża mnie, w jakim społeczeństwie żyję.

Hejt

W tym roku wylała się na mnie ogromna fala krytyki. Brałem udział w dyskusjach na portalach społecznościowych, w których ostrzegałem, że niezidentyfikowane grupy próbują wmówić ludziom, że nie ma żadnego wirusa, aby wywołać chaos, a lekceważenie zagrożenia doprowadzi do katastrofy – w ochronie zdrowia, gospodarce i polityce. Co było powodem hejtu? Fakt, że nie pracuję, czyli między innymi fakt, że nie zarabiam na blogu. Nie pracuję, więc nie mam prawa do niczego, nigdy nie mam racji, wszędzie dają człowiekowi do zrozumienia, jakim jest nierobem, pasożytem i tym podobnym. Człowiekiem bez praw i tożsamości. A dlaczego nie zarabiam? Bo prowadziłem rzetelny blog, byłem uczciwy wobec czytelników, starałem się tworzyć wysokiej jakości treści. Nie mam również racji, bo jestem brzydki, mam mniej znajomych na Facebooku, mało kto lajkuje moje posty itp. Obrzydliwe memy z moim wizerunkiem, wyzwiska, groźby, wyśmiewanie całej twórczości.

Mnóstwo ludzi nadal wierzy, że nie ma żadnego wirusa, a jeśli jest to tylko lekkie przeziębienie. W szpitalach podobno leżą statyści, zdrowych ludzi zabijają lekarze i respiratory, a rządy prawie całego świata zmówiły się przeciwko społeczeństwom, chcąc wszczepić mikroczipy poprzez szczepionkę. I nic nie jest w stanie przekonać ich, że jest inaczej. Bo „gdzie te trupy na ulicach”?

Zbydlęcenie społeczeństwa

W pierwszych miesiącach walki z epidemią byłem dumny, że społeczeństwo się zjednoczyło i jest zdyscyplinowane. Wystarczył jednak atak trolli na forach internetowych i nastąpił odwrót o 180 stopni. Można przeboleć niewiedzę, można przeboleć głupotę co niektórych. Trudniej zrozumieć nieprzestrzeganie podstawowych zasad w bezpieczeństwa, bo ktoś czuje się zniewolony. Zupełnie jednak nie potrafię zrozumieć, jak można ostentacyjnie naśmiewać się z cierpienia i zgonów innych ludzi. A na takie komentarze natrafiam pod każdą informacją o zgonach z powodu COVID-19.

Jak pisałem należę do grupy ryzyka, podobnie jak np. moi rodzice z racji wieku. Myślicie, że dobrze czuję się ze świadomością, iż w razie śmierci mojej lub moich rodziców durnie będą się naśmiewać z „mięczaka” i „głupich staruchów”? Nienawidzę ich. Tak chciałbym zobaczyć, jak to oni cierpią, jak wyją z bólu, podobnie jak ich rodziny. Ale tak nie będzie. To oni przejdą infekcję łagodnie, bez powikłań, będą cieszyć się zdrowiem, dobrze zarabiać, rozwijać się, zwiedzać świat. Takie jest życie.

Mam ubaw ze zgonów.

Tacy ludzie są prawdziwymi Polakami, prawdziwymi mężczyznami i wzorami do naśladowania.

Blogi pisane z pasją wymierają…

Pomimo kryzysu w branży turystycznej w tym roku powstały tysiące kolejnych blogów podróżniczych. Na grupach dyskusyjnych i w postach sponsorowanych nie sposób zliczyć blogujących podróżników. Odnoszę wrażenie, że samych blogów podróżniczych są dziesiątki tysięcy, nie mówiąc o vlogach, czy fotoblogach o tej tematyce na Instagramie.

Większość blogów to kopie najbardziej znanych. Te same tematy, te same pozy na zdjęciach, tylko najpopularniejsze miejsca, lans, blichtr, wszystko pod wyszukiwarkę w drodze do sławy.

Wśród chłamu znajdą się również bardzo dobre blogi, które jednak po jakimś czasie umierają lub przepadają w otchłani śmietniska, jakim stał się internet. Dużo śledzonych przeze mnie bardzo dobrych blogów stało się po roku istnienia słupami ogłoszeniowymi dla organizacji turystycznych lub różnych „Januszy Biznesu”, niektórym dobrym blogerom odbiła palma, innym nie chce się pisać, co nie dziwi.

Bo sukces można osiągnąć tylko dzięki pisaniu o najpopularniejszych miejscach, znanemu nazwisku, układom, trzeba również inwestować sporo pieniędzy nie tylko w podróże, drogi sprzęt i piękne szablony. Bez patronatu agencji marketingowej z odpowiednimi dojściami i farmami zapewniającymi tysiące fikcyjnych fanów oraz ruch na fanpage’ach na portalach społecznościowych, osiągnięcie sukcesu jest obecnie niemożliwe.

Rok 2020 tylko potwierdził moje opinie z wpisu Rok 2019 – zmierzch ery podróżniczych. Wyjątkiem są nieliczne blogi podróżnicze osób z układami, które są promowane wszędzie i na które idą ogromne pieniądze choćby z programów Unii Europejskiej. Jeśli masz układy, to zakładasz blog i zarabiasz po kilku wpisach.

Era blogów podróżniczych skończyła się

Tak naprawdę skończyła się era blogów podróżniczych. Oprócz tysięcy blogów w 2020 roku powstało mnóstwo portali turystycznych z clickbaitami i treściami „zainspirowanymi” twórczością blogerów. „Inspiracje” dało się również zauważyć na stronach upadających biur podróży. Nic niewnoszące artykuły odbierają blogom czytelników. Z twórczości blogerów korzystają także vlogerzy z niesamowitą łatwością gromadzący fanów i subskrybentów – wyznaczników wartości człowieka w dzisiejszym świecie.

Mamy więc do czynienia z paradoksem, że wymagania wobec blogerów są ogromne, ale wymaga się również, aby bloger tworzył bezinteresownie. Tworzenie wysokiej jakości treści wymaga coraz więcej czasu i coraz więcej pieniędzy, a blog staje się kosztowną oraz czasochłonną pasją. Jednocześnie na ciężkiej pracy rzetelnych blogerów zarabiają cwaniacy, którzy codziennie piszą kilka wyliczanek „10 najlepszych atrakcji w popularnym miejscu” i inne clickbaity na popularne tematy.

W blogosferze trwa wyścig szczurów o wyświetlenia, wskaźniki SEO, zasięgi i liczbę fanów na portalach społecznościowych. Tylko tak wygląda droga do sukcesu. Nieliczni przetrwają, o wiele więcej osób wykończy się psychicznie. Bo jak się nie wykończyć, kiedy blog mający po 14 latach działalności 8 tysięcy fanów za miesiąc ma ich 38 tysięcy. Inne w ciągu 2-3 miesięcy zdobywają tylu fanów, co po 5-10 latach istnienia. A wszyscy wierzą, że to prawdziwi fani i nie zdają sobie sprawy, że wyceniając blogerów na podstawie zasięgów oraz liczby fanów, wyrzucają pieniądze w błoto.

Niestety, konsekwencją takiego podejścia będzie zanik rzetelnych i uczciwych blogów, natomiast przetrwają blogi publikujące tylko nieoznaczone artykuły sponsorowane, marionetki różnych grup interesów oraz portale nastawione na publikowanie bezwartościowych clickbaitów. Czyli odwrotnie niż powinno być. Idealny świat nie istnieje

Czy warto być uczciwym i rzetelnym twórcą?

Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Inaczej odpowie ktoś, kto publikuje na przykład raz na miesiąc i czuje się gwiazdą, jeśli jego blog odwiedza kilkadziesiąt osób dziennie. Ktoś, kto ma dobrze płatną pracę, bogatych rodziców, cieszy się zdrowiem, dużo wolnego czasu i stać go na podróżowanie po świecie.

Natomiast z mojej perspektywy, człowieka z różnych względów wykluczonego z rynku pracy i życia, odpowiedź jest jednoznaczna – nie warto. Wiele osób zarzuca mi, iż z bloga bije smutek, beznadzieja i depresja. Bo takie jest moje życie – ze względu na przewlekłą chorobę układu pokarmowego nie mam takich możliwości jak zdrowi ludzie (orzecznicy PCPR-u jednak mnie uzdrowili), nie mam tylu sił, ile powinien mieć mężczyzna. W dodatku wykazuję uzdolnienia w bezwartościowych dziedzinach. Wciąż słyszę kim powinienem być, jakim jestem nierobem i nieudacznikiem, jak wszyscy wokół ciężko chorują, a przy tym harują do upadłego za grosze, tylko ja jestem pasożytem, nic nie potrafię, wszystko robię źle. Widzę, jak inni z łatwością spełniają swoje marzenia, widzą sens życia. A ja nic. Nie potrafię już uczyć się języków, robię wszystko jak maszyna. Zero przyjemności, brak jakichkolwiek pozytywnych bodźców. Od wielu lat. Jakby mózg się zablokował. To cena za uczciwość.

Mam nieprzyjemność korzystania z pomocy MOPS-u. Nie chcę wam mówić, jak się czuję, kiedy różni pijacy i bandyci rzucają we mnie obelgami lub nawet grożą mi w kolejce, bo jestem zadbany, mam lepsze ciuchy niż oni (to, że nie piję, nie palę, nie imprezuję i nie wydaję pieniędzy na głupoty nikogo nie obchodzi). Jeśli nie wytrzymam i komuś przywalę, to jak myślicie, kto będzie pokrzywdzony, a kogo obsmarują w mediach?

Jednocześnie kokosy zbijają anonimowe strony publikujące fake newsy, patostreamerzy, vlogerzy z kijkiem opowiadający o imprezach i zaliczaniu panienek, czy influencerzy za ogromne pieniądze reklamujący cokolwiek w nieoznaczonych artykułach sponsorowanych. Oni są kimś. To oni są szanowani. Oni dorobią się, wybudują domy, zwiedzą świat.  Nikt im nie wypomina nieróbstwa. Czy warto być uczciwym i rzetelnym?

Załóżmy, że zachoruję na COVID-19 i umrę? Jakie będę miał wspomnienia? Lata spędzone przy komputerze na tworzeniu bezwartościowych treści. Żadnych przyjemności z życia, zero odskoczni, niespełnione marzenia. Tylko ciągła krytyka, bo przecież wszystko powinno się robić anonimowo i za darmo. Warto było?

Czy warto tworzyć dla ludzi, którzy najchętniej rozstrzelaliby mnie i moich rodziców? Do tego po rozstrzelaniu jeszcze śmialiby się ze swojego czynu, bo to takie zabawne, jak ktoś się dusi i umiera w męczarniach. Zabawne, bo dla nich ważny jest tylko spadek i pieniądze na kolejną podróż lub imprezę. Młodzi, rozpieszczeni przez świat, wszystko im się należy.

Czy warto siedzieć nad jakimś artykułem kilka dni, skoro za chwilę jakiś koncern sprzedający bilety skopiuje go niemal w całości?

Zobacz film vlogera warty według mediów 50 tysięcy złotych – czy warto pisać z pasją, wyszukiwać ciekawostki i nietypowe atrakcje, skoro takie coś jest tyle warte?

Dużo osób pisze do mnie, że powinienem brać byle jaką pracę, a artykuły o kolei tworzyć anonimowo w ramach Wikipedii. Nie, nie wezmę byle jakiej pracy. Nie będę też tworzył dla Wikipedii. Dlaczego? Z prostego powodu – nie chcę być popychadłem dla różnych miłośników sztuk walki i przechodzić jeszcze raz piekła, jakie przechodziłem w szkole średniej. Bo niestety spokojnych ludzi z pasją się tępi. A kiedy ktoś tępiony nie wytrzyma, to jest wielki płacz. A ja drugi raz nie dam się tępić i źle się to skończy. Bardzo źle.

Czy powiecie piekarzowi, dentyście lub programiście, że ma pracować za darmo dla Wikipedii, bo wszystko powinno być za darmo? Nie mówicie mu, kim powinien być, bo on zarabia. Tylko to się liczy. Nie macie nic przeciwko, kiedy fizjoterapeuta, dentysta, czy programista szkolą się, rozwijają, doskonalą swój warsztat. Od blogera wymagacie tego samego, tylko za darmo. Jeśli chcecie być w czymś specjalistą, musicie się temu poświęcić.

Już nie potrafię rozmawiać z ludźmi, nawiązywać kontaktu. Tak prawdę mówiąc nienawidzę ludzi, nienawidzę świata i nie nadaję się do życia w społeczeństwie. Pandemia utwierdziła mnie w tym przekonaniu.

Gdybym był młody, miał jeszcze zdrowy wzrok, zdrowy kręgosłup i nadgarstki, nie miał problemów z barkiem od pisania na klawiaturze, i gdybym wiedział, jak rozwinie się blogosfera, pokierowałbym swoją karierą zawodową zupełnie inaczej. Teraz na to za późno.

Podsumowanie:

jesteś uczciwy i rzetelny, tworzysz wysokiej jakości treści – nie zarobisz, nie rozwiniesz się, nie spełnisz swoich marzeń, będziesz lżony i poniżany na każdym kroku.
oszukujesz czytelników publikując nieoznaczone wpisy sponsorowane, publikujesz fake newsy, tworzysz same clickbaity – zarobisz ogromne pieniądze, rozwiniesz się, spełnisz marzenia, będziesz szanowany, nagradzany i podziwiany jako człowiek sukcesu, który doszedł do celu ciężką pracą.

Co dalej z blogiem?

Jeśli przeżyję epidemię i powróci normalność, będę kontynuował pisanie bloga. Nie mam innego wyjścia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż blog o niszowej tematyce nigdy nie będzie tak popularny jak blogi specjalizujące się w tematyce kuchni, gór, czy modnych kierunków podróży. Zmieni się kilka rzeczy.

Ostatni rok uświadomił mi, że ten blog po prostu był zbyt ambitny. Współczesny świat nastawiony jest na płytkie treści. Blog czeka nieuchronna, delikatna „tabloidyzacja”. Pojawi się więc trochę wyliczanek i ciekawostek z różnych stron świata. Postaram się, aby były na wyższym poziomie niż na portalach z samymi clickbaitami. Tym samym blog będzie ewoluował w stronę portalu podróżniczo-kolejowego, aczkolwiek według najczęściej powtarzających się kryteriów nadal będzie blogiem, tylko znacznie bardziej rozbudowanym.

Jeśli blog ma przetrwać, trzeba iść na kompromis. Chciałbym tworzyć wysokiej jakości treści, lecz nie da się zrobić tego bez pieniędzy. Jak pokazały przykłady innych, znacznie bardziej znanych blogerów – nie sprawdzają się reklamy Google ani Patronite.

Jeżeli zgłosi się do mnie na przykład jakaś organizacja turystyczna i będzie chciała, abym opracował za wynagrodzeniem kilka artykułów o mieście lub regionie, nie będę się wahał. Rzecz jasna, artykuły stosownie oznaczone i zgodne z koncepcją bloga. Pytanie, czy to  w ogóle możliwe? Czy w końcu organizacje turystyczne przejrzą na oczy i dostrzegą, że więcej osiągną przez stonowane artykuły o interesujących i mało znanych miejscach niż przez komercyjne ścieki reklamujące atrakcje nastawione na łupienie turystów? Wątpię.

Rok 2020 uświadomił mi również, że nie warto odkładać marzeń, bo może nie być czasu, aby je spełnić. Od 10 lat marzę o zobaczeniu Litwy i Estonii. Marzę też, żeby zobaczyć Kiszyniów, zwiedzić zachodnie Czechy, Słowację, Węgry, zobaczyć Białoruś i pojeździć pociągami po Ukrainie. Jeśli będę miał możliwość, nie będę zwlekał. Nie interesuje mnie polityka, idee, nie zamierzam zmieniać świata.

W przeciwieństwie do wielu blogerów nie interesuje mnie sława. Nie chcę występować w mediach, głupich reality show, nie chcę być idolem tłumów. Chciałbym po prostu robić to, co lubię i w czym jestem dobry.

Czytelnicy nie zdają sobie sprawy, ile pracy kryje się za niektórymi artykułami. A chcąc się utrzymać trzeba pisać jeszcze więcej i jeszcze lepiej.  Poza tym zmienia się wszystko – rozkład jazdy, połączenia, tabor, ceny, przepisy, a nawet godziny otwarcia dworców. Nie sposób za tym nadążyć w ramach pasji i wolontariatu.

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że taki blog lub strona jak „Kolej na Podróż” są przydatne i potrzebne. Lecz jeśli ludzie chcą mieć aktualne i wyczerpujące informacje, muszą zrozumieć, że to zajęcie na cały etat. Inaczej pozostaną same strony i blogi zawalone artykułami typu „które niedziele są handlowe”, „Sensacja – celebrytka bez stanika”, czy innymi clickbaitami. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż świat właśnie do tego dąży. Niszczy się uczciwych ludzi prezentujących coś sobą, ich dorobek przejmują wielkie koncerny, a zarabia się na głupocie. I będzie coraz gorzej.

%d bloggers like this: