Kolej na Podróż

Relacja z podróży: Kolejowy wypad do Pleszewa (03.2016)

Moje podróże –> Kolejowy wypad do Pleszewa (03.2016)

19 marca 2016 rozpocząłem sezon podróżniczy. Początkowo planowałem dwudniową podróż – jeden dzień zamierzałem przeznaczyć na Pleszew, Ostrów Wielkopolski i Ostrzeszów, drugiego dnia wracać Dartem i Flirtem przez Łódź Kaliską do Katowic w celu przejechania się nowymi pociągami PKP Intercity.

Podróż rozpocząłem w sobotę rano w Oświęcimiu. W kasie kupiłem Bilet Weekendowy, za bilet do Katowic musiałem zapłacić 6 zł u konduktora. Pociąg EN57 bardzo brudny, przez zabrudzone okna nic nie było widać. Podróż bez większych niespodzianek, od Imielina jechała głośna grupka mężczyzn, jedno z okien było nieszczelne, a w pociągu nie grzali, więc pod Imielinem zrobiło się bardzo zimno. Przesiadłem się do innej części pociągu, lecz tam też wszyscy marzli z zimna.

Pociąg Oświęcim - Katowice

Okna w pociągu Oświęcim – Katowice

W Katowicach szybka przesiadka na pociąg IC Szyndzielnia. Kupuję drożdżówkę w piekarni, po czym biegnę na peron. Ku mojemu zaskoczeniu stoi pociąg zestawiony ze starych wagonów przedziałowych z ośmioma miejscami. W moim przedziale trzydziestoparoletnia kobieta oraz młode małżeństwo z kilkuletnim dzieckiem. Tylko 5 osób, większość pozostałych przedziałów zapełniona.

Przez całą trasę pociąg jedzie bardzo szybko. Za Pyskowicami skręcamy w stronę Kluczborka, omijając w ten sposób niezrewitalizowaną trasę przez Bytom i Tarnowskie Góry. Od Gliwic do Kluczborka nic interesującego na trasie – pola, lasy, nuda. Dziecko bardzo grzeczne, jedynie odgapia się od innych. Kiedy zacząłem jeść drożdżówkę, dziecko zaraz męczyło rodziców, że też chce jeść, kiedy współpasażerka zaczęła pić wodę mineralną, dziecku też zachciało się pić.

W wagonie też zimno, przechodzą mnie ciarki, mam wrażenie, jakby zaraz mnie miała przemóc jakaś choroba. Na szczęście dość szybko dojeżdżamy do stacji Pleszew.

TLK Szyndzielnia

TLK Szyndzielnia na stacji Pleszew w Kowalewie

Zwiedzam szybko stację, w kasie kupuję bilet na wąskotorówkę za 3 złote. Stacja wąskotorówki oddalona jest od budynku stacji Pleszew położonej w Kowalewie o 50 metrów. Duży budynek dworca z zabytkową wieżą ciśnień dziwnie wygląda w otoczeniu gospodarstw wiejskich – słychać gdakanie kur, pianie kogutów, a wokół panuje cisza i spokój.

Pleszewska Kolej Dojazdowa

Wagon motorowy Pleszewskiej Kolei Dojazdowej

Pleszewska Kolej Dojazdowa

Wnętrze wagonu motorowego

Wsiadam do wagonu motorowego. Oprócz mnie tylko dwie kobiety oraz maszynista. Podróż do stacji Pleszew Miasto trwa bardzo krótko – 10 minut. Pociągiem bardzo trzęsie, boję się, że wyleci z torów. Co ciekawe trasa Pleszew Wąskotorowy – Pleszew Miasto to nie klasyczna linia wąskotorowa, tylko splot szyn – jedna jest wspólna dla linii wąskotorowej i normalnotorowej. Trasa przeciętna – krzaki, ogródki działkowe, domy jednorodzinne, kierowcy niezbyt uważają na przejazdach i przed wjazdem do Pleszewa dziwiłem się, że nie doszło tu jeszcze do wypadku.

Pleszew Miasto

Dworzec Pleszew Miasto

Ze stacji Pleszew Miasto marszobiegiem udaję się do centrum Pleszewa. Mam niewiele czasu na zwiedzanie, obchodzę Rynek i kilka przyległych uliczek, wracam bocznymi uliczkami, napotykając po drodze na jedną pasażerek, patrzącą na mnie dziwnym wzrokiem.

Pleszew niezbyt mi się podobał, na zdjęciach miasteczko wygląda dużo lepiej niż w rzeczywistości, przygnębiające wrażenie robi rynek, gdzie kilka odnowionych kamienic sąsiaduje z zaniedbanymi, odrapanymi budynkami. A jedna z kamienic oblepiona reklamami to już tragedia. Miasteczko zaniedbane. Chciałoby się coś pozytywnego napisać, ale jedyne, co mi się tu podoba, to dużo pięknych kobiet. Nie piszę o blacharach, tylko o kobietach – ładnych, nieźle ubranych, wyglądających i zachowujących się kobieco. Również kierowcy znacznie częściej niż w na przykład w moim mieście zatrzymywali się przed przejściem dla pieszych, abym mógł przejść.

Jeśli w kwestii estetyki nic się nie zmieni, Pleszew na pewno nie przyciągnie turystów.

Pleszew Rynek

Rynek w Pleszewie

Pleszew

Estetyka reklamowa w centrum Pleszewa

Pobyt w Pleszewie miałem zaplanowany tak, aby dotrzeć na dworzec Pleszew Miasto pięć minut przed odjazdem pociągu powrotnego. Dochodzę do stacji, patrzę, a tu pociąg odjeżdża. Patrzę na zegarek – co jest grane? Przecież do odjazdu zostało 5 minut. Biegnę, macham, a pociąg się oddala i w końcu znika. Wściekły myślę, jak wydostać się z Pleszewa. Na szczęście nie jestem sam. Oprócz mnie na peronie została kobieta w średnim wieku, która jedzie do pracy w Ostrowie Wielkopolskim i ani myśli odpuścić. Na dworcu jest kilka osób z Grupy SKPL – zarządcy kolejki – najstarszy z nich telefonuje do maszynisty i ma dla nas dobrą wiadomość: pociąg zaraz po nas przyjedzie.

Rzeczywiście, za chwilę pociąg wraca z trasy na stację Pleszew Miasto. Jak się okazało maszynista jechał pociągiem po raz pierwszy od zmiany rozkładu i pomylił godziny odjazdu.

Kupuję bilet. W pociągu oprócz mnie maszynista i trzy kobiety – bardzo ładna młoda kobieta, pani w średnim wieku wsiadająca ze mną oraz „babcia” w chuście. Dziesięciominutowa podróż mija bardzo szybko, tym razem nie trzęsie jak poprzednio.

Ze stacji Pleszew za kilkanaście minut odjeżdża pociąg REGIO. Kupuję bilet za 8,2 zł do Ostrowa Wielkopolskiego, następnie robię kilka zdjęć stacji.

Pleszew dworzec

Stacja kolejowa Pleszew w Kowalewie

Zgodnie z rozkładem pociąg wjeżdża na stację. W pociągu dość dużo pasażerów, ale znajduję miejsce. Zmodernizowany EN57 o nazwie „Tygrys” prezentuje się całkiem nieźle – klimatyzacja, wygodne siedzenia, monitoring, wrażenia z krótkiego przejazdu jak najbardziej pozytywne.

EN57

EN57 „Tygrys”

Na stacji Ostrów Wielkopolski kilkunastu kibiców Lecha Poznań czeka na pociąg do Poznania, gdzie Lech gra z Legią Warszawa. Poza trzema SOK-istami żadnych służb, ale kibice zachowują się nadzwyczaj spokojnie. Ładna pasażerka z Pleszewa zostaje na dworcu, czekając na inny pociąg.

Ostrów Wielkopolski

Hol dworca w Ostrowie Wielkopolskim

Po zwiedzeniu dworca idę zwiedzać Ostrów Wielkopolski. Zachęcony pozytywnymi recenzjami na blogach kolejowych oraz zdjęciami od dawna chciałem zobaczyć to miejsce, lecz zawsze coś stawało na przeszkodzie. Niestety, po raz kolejny się rozczarowałem.

Z dworca do rynku w Ostrowie Wielkopolskim łatwo dojść – w zasadzie wystarczy kierować się prosto. W mieście pustawo, po drodze do Rynku mijam kilka zabytkowych, bardzo zaniedbanych budynków, na deptaku pojedynczy przechodnie, trochę żuli oraz dresiarz z psem i dziewczyną. Po chwili pies robi kupę na chodnik, co wprawia w zachwyt dresiarza i jego dziewczynę. Nic dziwnego, kilka razy w centrum Ostrowa Wielskiego omijałem psie kupy na chodniku. Po tej sytuacji zwracałem na nie szczególną uwagę.

Poczta Ostrów Wielkopolski

Zabytkowy budynek Poczty Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim

Po ponad dziesięciu minutach doszedłem do Rynku, na którym odbywał się Jarmark Wielkanocny. Trudno to nazwać udaną imprezą, ponieważ smutni, znudzeni sprzedawcy patrzyli na puściutki rynek. Niby była sobota po godzinie czternastej, więc tłumów nie należy oczekiwać, ale pustka w połączeniu z niebem zasnutym chmurami tworzyła wyjątkowo przygnębiającą atmosferę. Poza kilkorgiem dzieci, jakimiś podejrzanymi osobnikami oraz może pięcioma spacerowiczami nie widać nikogo. Puste lokale gastronomiczne, jakoś dziwnie martwo.

Rynek w Ostrowie Wielkopolskim znacznie lepiej wygląda na zdjęciach niż na żywo, choć przy słonecznej pogodzie wrażenie mogłoby być lepsze. Moją uwagę zwraca niedaleki kościół o konstrukcji szachulcowej. Jak później przeczytałem, to najstarszy zachowany w całości budynek w mieście. Próbując go sfotografować wchodzę na niewielkie osiedle bloków przed termoizolacją. Atmosfera jak w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – w sumie plus za to. Widzę też zaniedbane wnętrza kamienic. Rozczarowała mnie konkatedra św. Stanisława. Dlaczego? Nie wiem. Być może oczekiwałem zbyt wiele. Z kolei ulica Gimnazjalna przebiegająca tuż przy katedrze zrobiła na mnie jak najlepsze wrażenie. Byłoby jeszcze lepsze, gdyby nie wspomniane już psie kupy na chodniku. Ulica brukowana kocimi łbami, szara, ponura, a jednak ma coś w sobie.

Ostrów Wielkopolski

Centrum Ostrowa Wielkopolskiego

Po przejściu ulicy Gimnazjalnej skierowałem się w stronę bursy przy ulicy Tomczeka, gdzie początkowo zamierzałem wykupić nocleg w pokoju dwuosobowym z łazienką za 50 zł za noc. Zdenerwowała mnie ogromna siedziba Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Parku im. K. Marcinkowskiego. Po drodze mijam stadion Ostrovii, gdzie właśnie odbywa się mecz piłkarski. Niektórzy kibice oglądają mecz ze strony parku, dzięki czemu nie muszą płacić.

Budynek bursy i otoczenie rozczarowują mnie. Zwiedzam pobliskie osiedle pomiędzy ulicami Piłsudskiego a ulicą osiedle Robotnicze – podobają mi się nieocieplone budynki i stara nawierzchnia na ulicach. W duchu przenoszę się do czasów PRL-u.

Ostrów Wielkopolski zawiódł mnie. Spodziewałem się znacznie ładniejszego miasta.

Ostrów Wlkp.

Osiedle koło Bursy Szkolnej w Ostrowie Wielkopolskim

Wracam jak najszybciej na dworzec coś zjeść i kontynuować podróż. Po drodze zastanawiam się, czy warto kupować nocleg – do dworca daleko, 50 złotych to spory wydatek, do tego coś trzeba zjeść, więc to spory wydatek. Tak mija mi szybki spacer na dworzec. Spacer szybkim marszem na dworzec kolejowy trwa ponad 25 minut, z czego kilka minut spędzam na światłach na skrzyżowaniach.

Po dojściu na dworzec pozostaje mi około 30 minut do odjazdu pociągu. Idę do Kauflandu jakieś 100 metrów od dworca kupić drożdżówki. W środku tylko cukiernia, z wyrobów typowo piekarniczych mają tylko pączki. Zniechęcony wracam na dworzec. Na dworcu jest sklep 1minute. Znacznie mniejszy niż na innych dworcach. Chciałem kupić zapiekankę, ale jak informuje mnie sprzedawca, zepsuł się piec, więc nie da się odgrzać. Muszę zadowolić się hot-dogiem.

Na dworcu kolejna grupa kibiców czeka na pociąg do Poznania, opisywana wcześniej ładna dziewczyna wsiada do pociągu do Wrocławia, ja idę na pociąg IC Szyndzielnia do Bielska-Białej.

Pociąg przyjeżdża opóźniony o niecałe 10 minut. Tym razem lokomotywa prowadzi zmodernizowane, wygodne, klimatyzowane wagony z przedziałami sześcioosobowymi. Jadę w przedziale ze starszym małżeństwem. Pociąg nadrabia opóźnienie na trasie. Pod Olesnem obserwujemy przez okno przepiękny zachód słońca, starsi państwo robią zdjęcia smartfonem. Podróż szybka, wygodna i spokojna, uwagę zwraca jedynie grupa na oko studentów (dwie dziewczyny i chłopak), którzy podczas dwugodzinnej podróży trzykrotnie idą do toalety na papierosa.

Pociąg IC Szyndzielnia planowo przyjeżdża do Katowic 7 minut po odjeździe ostatniego pociągu do Oświęcimia. Do ostatniej chwili mam nadzieję, że z jakiegoś powodu pociąg do Oświęcimia odjedzie z opóźnieniem i przyjadę wcześniej do domu. Mimo to w Ostrowie Wielkopolskim kupiłem już bilet do Trzebini za 7 zł w taryfie „Połączenie w dobrej cenie”.

Jako pociąg Katowice – Kraków jedzie EN57, choć zwykle na tej trasie jeżdżą Impulsy. Z początku w pociągu jest bardzo mało ludzi, z czasem dosiada się coraz więcej młodzieży jadącej pewnie do Krakowa na imprezę. W pewnym momencie trzech osobników idzie się napić do toalety. Nie mogą jednak otworzyć drzwi z przedziału do części z wejściem do toalety dla niepełnosprawnych. Szarpią się z drzwiami i szarpią, wkładając w to mnóstwo siły, a tu nic. Po pięciu minutach widowiska odpuszczają i odchodzą. Po chwili jeden z młodych pasażerów siedzący przy drzwiach tak od niechcenia łapie za klamkę i bardzo leciutko ciągnie – drzwi się otwierają. Wszyscy, którzy to widzą, śmieją się do rozpuku. Koleś zaskoczony sam pęka ze śmiechu. W powoli jadącym pociągu panuje przyjemna atmosfera, jednak w Trzebini muszę wysiąść.

Ponad 40 minut muszę czekać na pociąg do Oświęcimia. Trzebinia znana jest z rafinerii ropy naftowej, dawniej to miasto kojarzyło mi się z zapachem nafty w powietrzu, wyczuwalnym i dziś. W okolicy dworca niezbyt przyjemnie – ładny hotel „Pod zegarem” stoi w otoczeniu brzydkich sklepików, dworzec podmiejskiej komunikacji autobusowej nie wygląda zachęcająco, a w dość ładnie urządzonym barze „Orient Express” siedzą sami dresiarze. Wracam na opustoszały dworzec – w holu pusto, kasa zamknięta, w biletomacie można kupić jedynie bilety kolejowe na aglomerację krakowską.

Jednak jedno pomieszczenie tętni życiem – to włoska restauracja otwarta w budynku dworca kolejowego. Restauracja L’Antica Stazione pomimo dość wysokich cen jest pełna, co chwilę przychodzą nowi klienci w różnym wieku. Nic dziwnego – lokal zbiera świetne recenzje w internecie, a zapach wydobywający się z kuchni powoduje u mnie atak głodu. Nie mam jednak czasu na oczekiwanie na oryginalną kanapkę włoską, zresztą cena zniechęca. Tak czy siak, nie spodziewałem się w Trzebini tak dobrej restauracji.

W pociągu do Oświęcimia niewiele osób. U konduktora kupuję bilet za 4,5 zł. Dojeżdżam bez przygód po 21:20. Powrót do domu na nogach, gdzie docieram około 22:00.

Podróż niezbyt udana, spontaniczna, ale jakoś trzeba było rozpocząć tegoroczny sezon podróżniczy. Następnego dnia rozważałem wyjazd do Piotrkowa Trybunalskiego i Częstochowy, ale pogoda się popsuła.

Koszty:

Bilet Weekendowy – 79 zł
Bilet Oświęcim – Katowice – 6 zł
Bilety PKW – 6 zł
Bilet Pleszew – Ostrów Wlkp. – 8,2 zł
Bilet Katowice – Trzebinia – Oświęcim – 11,5 zł
Drożdżówka – 1,8 zł
Hot-dog – 3 zł

112,7 zł za jednodniową wycieczkę to zdecydowanie za dużo. Dzięki Biletowi Weekendowemu zaoszczędziłem zaledwie 28 złotych.

%d bloggers like this: