Ostatnia aktualizacja: 07.05.2023
„Tyle jesteś wart, ile lajków możesz wygenerować” – Dariusz Sieczkowski
„Kolej na Podróż” to połączenie bloga ze stroną internetową. Początek mojej twórczości kolejowej sięga stycznia 2012 roku, kiedy uruchomiłem stronę „Świat Podróży Kolejowych”. W 2014 roku jako jej rozszerzenie powstał blog „Kolej na Podróż”. Pięć lat później strony zostały ze sobą połączone. W przeciwieństwie do innych blogerów nie pochodzę z bogatej rodziny, nie ukończyłem renomowanych szkół (chodziłem do najgorszej szkoły średniej w mieście), a w moim otoczeniu ludzie z pasjami innymi niż picie alkoholu i sztuki walki traktowani są jak najgorsze szmaty. Zresztą jeśli masz jakąś pasję, chcesz coś osiągnąć, jesteś gnojony.
10 lat bloga – szczerze o blogu i o mnie
Blog „Kolej na Podróż” i strona „Świat Podróży Kolejowych” były ambitnymi projektami, jednak podczas pracy nad nimi towarzyszył mi niewyobrażalny pech, nie miałem też pieniędzy na ich rozwój. Moje losy podważają teorię, że marzenia się spełniają, że wystarczy wierzyć i ciężko pracować, a osiągnie się sukces. W moim przypadku nie da się. Choćbym nie wiem, co robił, ile się napracował i jakkolwiek się starał.
W drugiej połowie 2014 roku nie podróżowałem z powodu problemów z kręgosłupem. Kiedy wyleczyłem kręgosłup i miałem propozycje współpracy z organizacjami turystycznymi, skręciłem kostkę, co wyłączyło mnie z pracy na kolejnych kilka miesięcy.
Rok 2015 to choroba nowotworowa i chemioterapia; kolejna stracona szansa na współprace.
W 2020 roku nie podróżowałem ze względu na pandemię. Jako osoba po chemioterapii musiałem uważać, ponieważ zakażenie było dla mnie niebezpieczne.
W połowie 2021 roku, dzięki usłudze buycoffee, po prawie 10 latach pracy nad blogiem, udało się zdobyć pieniądze na rozwój bloga. W maju i czerwcu zaszczepiłem się przeciwko COVID-19, planowałem podróż po Polsce oraz Litwie, Słowacji, Czechach, Węgrzech, Słowenii i Chorwacji, lecz krótko po szczepieniu zostałem kaleką z powodu zapalenia mięśnia biodrowo-lędźwiowego (tak naprawdę to coś jeszcze innego, czego medycyna nie zna). We wrześniu tego samego roku po raz drugi zaatakowała mnie choroba nowotworowa. Leczenie zamieniło się w koszmar, a w dniu planowanego przyjęcia chemioterapii uzupełniającej zemdlałem z bólu w pachwinie i jestem zagrożony wznową.
W lipcu 2023 roku miną 2 lata, od kiedy nie mogę normalnie chodzić. Nie ma światełka w tunelu, nadzieja gaśnie. Ponadto podczas operacji usunięcia nowotworu zostałem zarażony trudną do wyleczenia i bardzo groźną bakterią, na którą nie mogę brać leków podawanych w leczeniu szpitalnym z powodu dużego ryzyka nieodwracalnej utraty słuchu. Bakteria uaktywniła się w 2023 roku i znów muszę się męczyć z kolejnymi problemami zdrowotnymi. To się nigdy nie skończy.
Obecnie jestem kaleką bez perspektyw. Dzięki rehabilitacji co jakiś czas mogę chwilę popracować nad blogiem, ale dolegliwości i tak wracają. Nie ma szans, żebym powrócił do sprawności i kiedykolwiek jeszcze podróżował. Sytuacja o tyle dziwna, że ludzie po ciężkich urazach wracają do zdrowia, a ja mam takiego pecha, że na moją dolegliwość nie działają leki przeciwbólowe, a rehabilitacja przynosi niewielkie efekty.
Jak widać po moim przykładzie, marzenia nie zawsze się spełniają, a wiara, włożona praca i chęci nie zawsze przynoszą efekty. Mam po prostu ogromnego pecha – chyba 8 razy próbowałem przejechać się autokarem Lux Express na Litwę lub Węgry i zawsze coś stawało na przeszkodzie. Podobnie jak w przypadku kilku planowanych podróży lotniczych. Nie udaje mi się dosłownie nic, a blog, pomimo bardzo dużej oglądalności i pozytywnych opinii, nie odniósł sukcesu komercyjnego.
Pomimo kalectwa postaram się w miarę możliwości aktualizować artykuły. Nie bawi mnie walka o zasięgi ani spamowanie po grupach dyskusyjnych. Nie chcę być influencerem ani utonąć w tabloidowym szambie zalewającym internet. Po prostu chciałbym tworzyć wartościowy serwis, a przy tym połączyć pracę z pasją, uczciwie na nim zarabiając, co w dzisiejszym świecie jest niemożliwe.
Swoje zrobiłem, nie pociąga mnie walka o zasięgi, kupowanie fanów, spamowanie po grupach dyskusyjnych i inne głupoty. Świat pokazywany na blogach i Instagramie to jedno wielkie oszustwo, ale ludzie nabierają się na to. Wartościowe treści znikają z internetu, więc nie wiem, jaka przyszłość czeka moją twórczość.

Internet zalewają tysiące pseudoblogów z bezwartościowymi clikbaitami pisanymi za grosze przez bezrobotnych, uczniów i studentów. Jeśli do tego dodamy Wikipedię i wielkie portale działające na podobnej zasadzie co pseudoblogi, blogi prowadzone przez pasjonatów stają się gatunkiem zagrożonym wymarciem.
Jako staruch przed czterdziestką jestem, sfrustrowany, zgorzkniały, pełen negatywnej energii, wciąż narzekam na życie i mam pretensje do całego świata., choć nie zawsze tak było. Dawniej miałem marzenia, plany i chęć do działania. Mam natomiast jedną zaletę – jestem autentyczny w zalewie pięknych, ciągle uśmiechniętych, bogatych, umięśnionych ludzi sukcesu, którym wszystko się udaje, przychodzi bez wysiłku, a ich życie to pasmo sukcesów. Bo bloger powinien być zawsze pozytywnie nastawiony, bogaty, nienagannie wystylizowany, uśmiechnięty, widzący wszystko przez różowe okulary. A to tylko iluzja.
Nie da się zrobić dobrego bloga bez pieniędzy i odpowiedniego zaplecza, czyli dobrze płatnej pracy pozwalającej podróżować oraz oszczędności. W blog, sprzęt i podróże trzeba inwestować mnóstwo pieniędzy – wtedy masz fanów, pniesz się w górę, jesteś przez chwilę sławny, a kiedy nie ma pieniędzy, tracisz fanów i wszyscy o tobie zapominają. Blog to zabawa dla tych, dla których wydanie kilku tysięcy złotych miesięcznie na podróże to drobny wydatek.
Spis treści:
1. Dlaczego pociągi?
2. Treści na blogu
3. O czym lubię i nie lubię pisać
4. Utrzymanie bloga
5. Współpraca
6. Historia bloga
7. Przyszłość bloga
8. O mnie
9. Marzenia
1. Dlaczego pociągi?
Nie jestem kolejarzem ani miłośnikiem kolei znającym na pamięć wszystkie lokomotywy, wagony, schematy stacji i rozkłady jazdy. Nie znam się na sprawach technicznych, nie mam czasu na lekturę historii kolei. Od małego byłem ciekawy świata, studiowałem atlasy, marzyłem o podróżach do innych krajów, bez żadnych szans na realizację, bo wciąż słyszałem „po co ci to?”, „na co ci to?”, „nic ci to nie da” i setki innych powodów, dla których powinienem zrezygnować z talentów i marzeń. Nie miałem też pieniędzy. Dopiero podróże pociągiem w czasie studiów dały mi szansę na ograniczone poznawanie świata. Kocham podróżowanie pociągiem, obserwowanie ludzi i otoczenia.
Od ponad 25 lat cierpię na przewlekłą chorobę układu pokarmowego – ze względu na dolegliwości pociąg to dla mnie jedyny środek transportu. Moja choroba nie stanowi zagrożenia dla życia ani nie powoduje poważnych komplikacji zdrowotnych, ale praktycznie wyklucza z życia towarzyskiego i zawodowego. Nie mogę jeść ani pić wielu rzeczy, co później przekłada się również na brak energii, więc wiadomo – odpadają wędrówki górskie, oprowadzanie z przewodnikiem, nie mam też sił. Ostatnio zdarzają mi się omdlenia. Zdrowe osoby, podobnie jak lekarze, twierdzą, że wmawiam sobie chorobę, natomiast ja nie potrafię zrozumieć, jak ktoś może np. zjeść kilka jajek i nie mieć problemów żołądkowych, ani nie potrafię zrozumieć, skąd osoby na diecie bezglutenowej lub wegetariańskiej biorą energię. Według orzeczników PCPR-u w Oświęcimiu i Krakowie, choroba nie ogranicza mnie, ani nie utrudnia w żaden sposób funkcjonowania.
Jeśli chodzi o podróżowanie, muszę pogodzić się z ograniczeniami i nie mam szans w konkurencji ze zdrowymi osobami, co jednak nie oznacza, iż nie mogę podróżować w ogóle. Pozostają tylko pociągi, zwiedzanie centrów miast, ewentualnie autokary typu Scania Irizar. Gdybym najadł się Stoperanu i wygłodził, mógłbym nawet polecieć samolotem, lecz problemem pozostaje dojazd z i na lotnisko, a później dwa dni odchorowywania leków przeciwbiegunkowych.
Wciąż słyszę, że „wystarczy tylko przestać o tym myśleć”, ale to nieprawda. Podobnie jak z hasłami typu „chcieć to móc”.
2. Treści na blogu
Blog, według początkowej koncepcji, miał być blogiem o kolejach świata, interesujących i mało znanych miejscach, tanich ofertach podróżowania. Niestety, jak się okazało, nie tędy droga. Z początku udzielałem porad wszystkim chętnym. Zainspirowałem mnóstwo osób do podróży, moje pomysły wykorzystało wielu blogerów, vlogerów, dziennikarzy, koncerny, pośrednicy w sprzedaży biletów kolejowych, biura podróży, Wikipedia, przewoźnicy, ja natomiast zostałem z niczym. Zaczynałem od zera, włożyłem w swoje projekty mnóstwo wysiłku, ale nie miałem pieniędzy na ich rozwój, a czasami także zdrowia. Dzieła zniszczenia dopełniła pandemia – swego czasu walczyłem z chorobą nowotworową, więc jako osoba z grupy ryzyka nie mogłem ryzykować. Po szczepieniu przeciwko COViD-19 straciłem zdrowie na zawsze.
Przez te wszystkie lata inni rozwijali się, inwestowali w swoje projekty, sprzęt, książki, realizowali moje pomysły, więc po latach wyprzedzili mnie, a ja nie mam nic ani nie podróżuję. Zakładając blog i stronę „Świat Podróży Kolejowych” inspirowałem się kilkoma blogami i stronami, których od wielu lat już nie ma. Bo strony i blogi prowadzone przez pasjonatów czeka upadek, choćby były najlepsze.
Za jakiś czas pewnie całkowicie upadnie, a wtedy Wikipedia, biura podróży, pośrednicy w sprzedaży biletów, koncerny i setki innych przywłaszczą sobie cały mój wypracowany latami dorobek za darmo, zarabiając na tym ogromne pieniądze. A o mnie nikt nie będzie pamiętał. Takie jest przeznaczenie.
Wiele osób zarzuca mi, że nie aktualizuję na bieżąco artykułów, nie znam ciągle zmieniających się regulaminów przewozów, wszystkich ulg i zniżek, warunków przewozów rowerów i zwierząt w każdym pociągu międzynarodowym, nie opisuję historii wszystkich linii kolejowych, miasta opisuję zbyt pobieżnie. Niestety, dzień ma 24 godziny, w dzisiejszym wyścigu szczurów, przy braku stabilizacji oraz pogoni za pieniądzem, nie jestem w stanie zagłębiać się w historię zwiedzanych miejsc, a jest oczywiste, że nie będę wiedział tyle o zwiedzanych miejscach, co osoby mieszkające tam od urodzenia. Trudno także nadążyć za zmianami w regulaminach, cennikach itp., rozkładach jazdy. Mało tego, wszystko można robić jedynie w ramach pasji i wolontariatu. Czytelnicy nie zdają sobie sprawy, ile czasu wymaga napisanie jednego artykułu, a później aktualizacje.
Nie porównujcie mnie Marka Smitha z seat61.com i nie wymagajcie ode mnie takich opracowań. Porównajcie zarobki autora tamtej strony i jego podróże z moim brakiem zarobków, brakiem zdrowia i brakiem jakichkolwiek perspektyw.
3. O czym lubię i nie lubię pisać
Jak każdy bloger mam swoje ulubione tematy i zagadnienia, o których nie czuję się upoważniony pisać z różnych powodów. Na przykład nie piszę o jedzeniu, bo jako osoba z przewlekłą chorobą układu pokarmowego nie mogę jeść niemal nic, więc jak mógłbym oceniać dania lub lokale gastronomiczne? Jak pokazały lata praktyki, kluczem do sukcesu jest pisanie na najpopularniejsze tematy i opisywanie najmodniejszych miejsc. To nie mój styl, nie lubię też jeździć tam, dokąd podążają tłumy, stać w wielogodzinnych kolejkach do atrakcji, żeby zrobić sobie zdjęcie na portal społecznościowy. Na ambitne treści nie ma zapotrzebowania – liczy się lans, blichtr, wszystko jest na pokaz, aby pochwalić się znajomym. Ale gdybym sztywno trzymał się swojej koncepcji, prawie nikt nie będzie mnie czytał, więc muszę wszystko wypośrodkować.
Moje ulubione tematy:
– koleje świata
– koleje wąskotorowe i pociągi retro
– relacje z podróży
– atrakcje turystyczne wzdłuż linii kolejowych (linia, region, kraj)
– archeologia kolejowa
– małe i średnie miasta
– ciekawostki z różnych dziedzin
– państwa świata
– dane z różnych dziedzin w pigułce
– muzea służb ratowniczych, sportu, historii ogólnej i lokalnej
– muzea wojskowe z wystawą sprzętu
– muzea dotyczące pieniądza lub finansów
– obiekty sportowe (przede wszystkim stadiony, lodowiska i pływalnie)
– ogrody zoologiczne i parki wypoczynku (typu Park Śląski)
– skanseny (muzea etnograficzne)
– zabytkowe cmentarze
– drewniane kościoły; nieduże zabytkowe kościoły murowane
– komunikacja miejska z naciskiem na imprezy z zabytkowym taborem
– szkoły
– kulisy blogowania
Lubię także pisać o dworcach, ale nie robię już o nich osobnych artykułów, bo ludzie chcą zbyt szczegółowych informacji, a później i tak ode mnie odpisują niektórzy pośrednicy w sprzedaży biletów lub vlogerzy.
Tematy, na które mogę pisać, ale bez szczególnego entuzjazmu:
– zamki, pałace i dwory
– atrakcje typu rezerwaty przyrody (dopóki nie ma skutecznego sposobu na kleszcze)
– muzea archeologiczne
– najpopularniejsze miejsca i atrakcje
– hotele
– niektóre zagadnienia związane z muzeami literatury
– punkty widokowe
– recenzje książek (o określonej tematyce)
– recenzje filmów i seriali (o określonej tematyce)
– ceny
– zakupy
Nie lubię i nie chcę pisać o następujących zagadnieniach:
– jedzenie
– góry
– przepisy drogowe i dotyczące latania dronami
– muzea poświęcone szeroko pojętej sztuce
– muzyka i taniec
– odzież
– wycieczki rowerowe
– spływy kajakowe
– żeglarstwo
– wspinaczka
– enoturystyka
– polityka
– prawa człowieka, gender, ruchy LGBT
– tematy lifestyle’owe
– miejsca „Instagramowe”
– kultura alternatywna
Najbardziej nie lubię sztucznych uśmiechów, prowadzenia za rączkę i fałszywych zachwytów oraz równie fałszywych przyjaźni, jak to ma miejsce w polskiej blogosferze w przypadku podróży sponsorowanych. Lubię za to samodzielnie odkrywać mało znane miejsca i atrakcje w miastach, które pozornie nie mają nic do zaoferowania. Na blogu na pewno nie będzie polityki.
Przy tworzeniu bloga postawiłem na rzetelność, więc nie znajdziesz tutaj kryptoreklam, ociekających wazeliną recenzji, którymi wszyscy się zachwycają, ani tzw. „ustawek” – np. znany muzyk udaje, że szuka interesującej oferty podróży koleją dla zespołu, nagle pani w kasie doradza mu, aby wykupił kartę znanego przewoźnika, następnego dnia zachwycony kupuje kartę, a wszystko relacjonuje kilka razy dziennie na swoich profilach na portalach społecznościowych.
Nie rozumiem fenomenu selfie, YouTuberów z kijkiem, nie będę używał popularnych rekwizytów blogerskich – dzieci i zwierząt, które przynoszą bardzo dużo fanów i lajków, świadczących o wartości bloga. Mój blog nie jest kopią amerykańskich blogów, nie ma tu zmyślonych historyjek zerżniętych z tamtejszych blogów, nie naśladuję także szablonów i pozowanych zdjęć skopiowanych z Ameryki.
Nie kupuję fanów ani odsłon, nie majstruję przy skryptach Google Analytics, dzięki czemu mógłbym uzyskać rewelacyjne statystyki. Zasięgi ani wskaźniki widoczności nie są moim najważniejszym celem.
Ogólnie należę do blogerów walczących o zainteresowanie czytelników, poświęcających mnóstwo czasu na tworzenie bloga i treści, którzy skazani są na klęskę. Z moich artykułów korzystają niemal wszyscy znani blogerzy, dziennikarze, podróżnicy, a na palcach jednej ręki można wymienić tych, którzy podali choćby odnośnik do mojego bloga na swoich stronach. Takie jest życie.
4. Utrzymanie bloga
Bardzo chciałbym utrzymać blog z reklam, lecz w polskich warunkach (najwyższy na świecie odsetek oprogramowania blokującego reklamy oraz jedne z najniższych stawek na świecie za kliknięcia) to nierealne zadanie. Po latach braku szans na jakikolwiek zarobek pewną nadzieję daje działalność nierejestrowana, aczkolwiek w moim przypadku nie jest ona tak atrakcyjna, bo jeśli nie jestem zarejestrowany w MOPS-ie lub PUP, to muszę odprowadzić nie tylko zaliczkę na podatek, ale również składkę zdrowotną.
Przykład:
Przy założeniu, że na reklamach Google Adsense zarobiłbym 1000 złotych miesięcznie. 190 złotych złotych muszę odprowadzić jako zaliczkę na podatek, dodatkowo około 500 złotych jako składkę na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne w NFZ (w 2021 roku). Razem z 1000 złotych tracę prawie 700 złotych. Osoby do ukończenia 26. roku życia nie płacą ani zaliczki na podatek, ani składki na ubezpieczenie zdrowotne, do tego mają różne ulgi i stypendia (jeśli studiują), więc dla nich życie wygląda inaczej. W rzeczywistości na reklamach zarobię może 400 złotych miesięcznie, więc tak naprawdę tracę.
Wiele osób jest oburzonych, że chciałbym zarabiać na blogu, bo jeśli ktoś jest pasjonatem, powinien prowadzić blog bezinteresownie. To wszystko wygląda fajnie, jeśli piszecie krótki artykuł raz na tydzień, macie dobrze płatną pracę, zdrowie, nie musicie korzystać z usług dentysty, martwić się rachunkami, dodatkowe bezpieczeństwo zapewniają bogaci rodzice. Młodzi dodatkowo mają 500+, zniżki lub darmowe bilety, stypendia itp. Seniorzy trzynaste i czternaste emerytury. Niestety, niektóre grupy mają za dużo przywilejów, a inni nie są w stanie odbić się od dna. Tak skonstruowane są przepisy.
Nie chodzi mi, aby zarabiać ogromne pieniądze jak najbogatsi blogerzy, ale chciałbym rozwijać ten blog, pisać autorskie materiały i poświęcić się temu. Niestety, to praca na cały etat. Nie interesuje mnie sława ani bycie gwiazdą.
W Polsce panuje dziwna mentalność – ludzie podziwiają blogerów i vlogerów, którzy za pieniądze zareklamują cokolwiek nie pisząc, że chodzi o wpis sponsorowany, natomiast uczciwych blogerów wyśmiewają, mają wobec nich ogromne wymagania, a przy tym poganiają do „uczciwej roboty”, bo bloger powinien tworzyć bezinteresownie, a najlepiej anonimowo dla Wikipedii. Nie można więc uczciwie zarobić i upadają dobre projekty, natomiast tzw. „influencerzy” oraz patostreamerzy zarabiają niewyobrażalne pieniądze na ludzkiej głupocie, podobnie jak ogromne portale stworzone tylko na szybki i łatwy zarobek. Dla osób takich jak ja, które z różnych są wykluczone z rynku pracy, niewielki zarobek na blogu byłby odciążeniem dla budżetu państwa, szansą na jakąś namiastkę normalnego życia, a dodatkowo motywacją do jeszcze lepszej pracy. Ale nie da się. Inaczej wygląda życie dla tych, którzy mają luzacką pracę zarabiają po 8 tysięcy miesięcznie na rękę i więcej, nie mają problemów zdrowotnych, mogą sobie łączyć dni wolne oraz pouczać innych.
5. Współpraca
Osobiście bardzo nie podoba mi się, jak wygląda współpraca blogerów i podmiotów zewnętrznych. Mój blog ma wprawdzie niskie zasięgi, ale ma ogromny potencjał, jeśli chodzi o długofalową promocję miast lub regionów, szczególnie tych, które są węzłami kolejowymi. W mojej sytuacji materialnej współpraca z organizacjami turystycznymi jest nieunikniona. Po pandemii będę stosował prosty schemat – opisuję miejscowości, które nie płacą blogerom za wpisy. A te, które płacą influencerom ogromne pieniądze, niech sobie płacą (wyjątek to miasta województwa śląskiego i Kraków, dokąd mam blisko, więc nie ponoszę bardzo dużych kosztów). Po co siedzieć po kilka dni lub nawet tygodni nad dobrym artykułem, skoro za marny artykuł, nad którym jest najwyżej dzień roboty potrafią zapłacić po kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy złotych? Bo liczą się tylko zasięgi. Geniusze marketingu z organizacji turystycznych nie wiedzą, że często wyrzucają pieniądze w błoto, bo większość blogerów masowo kupuje fanów, podobnie jak vlogerzy.
W przypadku większych miast preferuję następujące serie artykułów:
– najważniejsze zabytki w centrum miasta
– „Dla ambitnych”, czyli mniej znane zabytki (w przypadku mniejszych miast jako całość)
– muzea (osobno lub razem)
– atrakcje dla miłośników kolei
– artykuły o konkretnych dzielnicach
Chciałbym pokazywać piękno miast. Nie interesuje mnie promocja przedsiębiorców zaprzyjaźnionych z władzami i atrakcji nastawionych na łupienie turystów. Artykuły sponsorowane będę stosownie oznaczał. Nienawidzę prowadzenia za rączkę, ustawianych spotkań i sytuacji. Z przyczyn zdrowotnych muszę zwiedzać wszystko własnym tempem, więc nie jestem tak dyspozycyjny jak inni blogerzy, nie publikuję także maksymalnie wyretuszowanych zdjęć.
Jakie miasta podobają mi się najbardziej: Ryga, Lublana, Sarajewo, Telcz, Goslar, Koszyce
Jakie kraje podobają mi się najbardziej: Łotwa, Dania (pod względem architektury)
Jakie miasta najmniej mi się podobały: Skopje (architektura i kicz), Ateny (przytłaczały mnie), Sosnowiec, Mysłowice (dresiarze).
Jeśli chodzi o Włochy i Hiszpanię, to podobają mi się, ale „nie czuję klimatu” i nie potrafię o nich pięknie pisać (podobnie jak o Austrii).
Dotychczasowe współprace:
– w 2023 roku ukazał się przewodnik mojego autorstwa pt. „Pociągiem na weekend” wydawnictwa Pascal. Szkoda, że nie mogłem pracować na sto procent, bo chociaż wyszło dobrze, to mogło być lepiej, gdybym mógł podróżować i siedzieć przy komputerze bez ograniczeń. To publikacja dla specyficznego grona odbiorców i nie każdemu się spodoba.
Program partnerski Deutsche Bahn (recenzja) – nieudana współpraca z kolejami niemieckimi
Groźby procesu karnego, cywilnego i ogromnego odszkodowania ze strony PKP Intercity
– dawniej napisałem artykuł o podróżowaniu koleją po Belgii dla czasopisma Business&Beauty. Był to jedyny solidny i uczciwy partner, jaki trafił mi się przez ponad 9 lat prowadzenia bloga. Bardzo dobrze płacili, ale względu na obowiązujące przepisy nie mogłem wziąć pieniędzy za artykuł.
Kiedy zaczynałem, jedyną możliwą formą „współpracy” była współpraca typu „ty nas reklamujesz i nic z tego nie masz”. Blogerzy zachwycali się wtedy tym, że ktoś ich dostrzega, nie wiedząc, że to współpraca bez perspektyw, nastawiona na spadek widoczności bloga zagrażającego wielkim graczom w wyszukiwarkach.
6. Historia bloga
Blog „Kolej Na Podróż” jako uzupełnienie portalu „Świat Podróży Kolejowych” istniejącego od stycznia 2012 roku. Podobnie jak moja dawna strona o podróżowaniu koleją, stanowi od lat inspirację dla wielu podróżników, blogerów oraz serwisów o kolei i transporcie. Moim celem było stworzenie połączenia atlasu kolei świata, bloga podróżniczego, poradnika i galerii pociągów z całego świata. Strona i blog od początku istnienia była znienawidzona przez PKP i ludzi na wysokich stanowiskach w firmach kolejowych oraz w ministerstwach. Dlaczego? Taka mentalność. Jeśli ktoś spoza układu towarzyskiego próbuje się wybić, trzeba go zniszczyć. Poza tym osoby zarabiające miesięcznie po 8 tysięcy lub więcej na rękę i mające darmowe bilety na całą Europę i do Władywostoku mogą każdego pouczać, jakie podróżowanie jest proste.
Stronę internetową i blog założyłem, ponieważ chciałem połączyć pracę z pasją – nawiązać ciekawą współpracę, znaleźć zatrudnienie, poprawić swoją pozycję na rynku pracy i wyrobić sobie markę w czasach, kiedy rynek pracy wyglądał zupełnie inaczej, a ja sam miałem poważne kłopoty z prawem (media wykreowały mnie na groźnego terrorystę, a kiedy sprawę umorzono, nikt nie napisał o tym ani słowa) i byłem na dnie, jeśli chodzi o finanse. Jedynym moim walorem była wiedza o podróżowaniu koleją nabyta w latach 2008-2011. Wtedy mój roczny budżet podróżniczy wynosił 200 złotych. W najlepszych latach kwota budżetu podróżniczego wyniosła 300 złotych, w 2020 roku spadła do 0 zł.
Postępowało tak wielu pasjonatów. Nikt, poza cwaniakami mającymi układy w mediach, którzy szybko stali się celebrytami blogosfery podróżniczej, nie myślał o współpracach, zarabianiu na blogu, pisaniu wyliczanek pod potencjał wyszukiwania. Mówiono pokaż się, a ktoś cię doceni, znajdziesz dobrą pracę. Więc wielu pasjonatów w pocie czoła opracowywało mnóstwo artykułów w nadziei na znalezienie pracy. Mnóstwo poświęconego czasu, mnóstwo porad, odpowiedzi na maile z pytaniami, a tak naprawdę nie docenił tego nikt. Wszystko posłużyło tylko koncernom pośredniczącym w sprzedaży biletów oraz tym, którzy mieli możliwości podróżowania, aby na podstawie artykułów pasjonatów stworzyli te same, ale lepsze, bo bogatsze w aktualne, osobiste wrażenia.
W praktyce prowadzenie bloga ani podobnych stron nie przydało mi się do niczego, jak również pokazało, że taka praca to strata czasu, bo nie liczy się nawet jako doświadczenie zawodowe. Wiedza także się zdezaktualizowała, a osoby mające możliwości podróżowania skorzystały z moich wpisów i napisały lepsze artykuły. Jestem tylko dostarczycielem wiedzy i pomysłów, które realizują inni. Czas całkowicie zmarnowany.
W styczniu 2012 roku wszystko jednak wyglądało inaczej – blogi były autentyczne, zupełnie inaczej pisane, a rynek pracy dla takich jak ja wyglądał następująco: bezpłatny staż na 3 miesiące, harówka za grosze lub próbować coś samodzielnie. Obecnie prowadzenie bloga z prawdziwego zdarzenia pochłania mnóstwo czasu i pieniędzy, a 99% blogów pisanych jest na jedno kopyto pod „potencjał wyszukiwania”. Gdybym wiedział, jak rozwinie się branża oraz rynek pracy, nie zakładałbym bloga ani strony internetowej.
Blog i moja strona przez długi czas należały do najpopularniejszych blogów podróżniczych w Polsce, ale brak pieniędzy na rozwój oraz brak możliwości podróżowania przekreśliły szansę na jakikolwiek sukces..
Kiedy ja pracowałem nad blogiem, tworzyłem nowe treści, inni podróżowali w oparciu o moje artykuły, rozwijali się, wyprzedzili mnie i wyprzedzają coraz bardziej pisząc swoje blogi. Mnie pozostaną tylko wspomnienia – życie przed komputerem, niespełnione marzenia.
Przez lata prowadzenia bloga zniszczyłem sobie tylko zdrowie – wzrok, kręgosłup i mięśnie. Nie mówię, jak się czuję, widząc młodych, pięknych, zdrowych, uśmiechniętych zwiedzających cały świat, dobrze zarabiających i piszących, jakie życie jest piękne i proste. No i wulgarnych, agresywnych dresiarzy, dla których jestem frajerem i pedałem, bo nie trenuję sztuk walki. Sam wiem, że nigdy nie będzie mnie stać na podróże i nigdy nie znajdę pracy, która pozwalałaby mi realizować pasję.
Prowadzenie bloga wyniszczyło mnie też psychicznie – codziennie kiedy włączam komputer, na Facebooku widzę posty sponsorowane coraz to nowszych blogów, gdzie piękni, uśmiechnięci ludzie zwiedzają świat, włączam You Tube – tam też od razu włączają mi się propozycje vlogerów zwiedzających cały świat. Bez względu na wiek. Dla nich to wszystko jest takie proste, dla mnie nieosiągalne. Lata pracy na darmo.
Blog tworzę zupełnie sam. Nie korzystam ze wsparcia technicznego, agencji SEO, nie mam układów, nie udzielam się w towarzystwach wzajemnej adoracji. Nie jestem programistą ani grafikiem, więc wygląd oraz niektóre rozwiązania techniczne nie są idealne. Obecnie, przy ogromnej konkurencji, brakuje wsparcia technicznego – znam się na SEO, potrafię korzystać z wtyczek i tym podobnych, jednak brakuje czasu na tworzenie bezwartościowych blogów mających tylko zwiększyć liczbę odnośników do strony, pracę na grafiką, czy wprowadzanie innych zmian.
Gdybym wiedział, jak wygląda cała branża blogowa, turystyczna, dziennikarstwo, kolej i showbiznes, nie traciłbym czasu na blog. To jedno, wielkie bagno. Jesteś znany, masz układy – jesteś promowany, zarabiasz wychwalając wszystko za pieniądze. Jesteś uczciwy i rzetelny – nigdy się nie przebijesz.
Moje motto życiowe: „Urodziłeś się śmieciem, śmieciem umrzesz – przeznaczenia nie da się oszukać”. Oznacza to, że wszystkie moje projekty i inicjatywy skazane są na porażkę. Choćbym nie wiem, ile się napracował, ile poświęcił czasu, zawsze poniosę porażkę. Bo takie jest przeznaczenie. Klęska tego projektu tylko to potwierdza.
7. Przyszłość bloga
W przyszłości ten blog podzieli pewnie los wielu innych blogów kolejowych zlikwidowanych po latach pracy. Na blogu nie zarabiam i jako twórca stoję przed dylematem – prowadzić go nadal bez żadnych perspektyw, czy sprzedać za ułamek wartości któremuś z wielkich koncernów lub którejś z renomowanych firm. Jeśli nie sprzedam, koncerny i tak przystosują sobie treści do własnych potrzeb.
Prawdę mówiąc, coraz częściej mam ochotę skasować ten blog i powiesić się – widzę, jak wszyscy wokół podróżują, rozwijają się, mają dobrą pracę, zdrowie, cieszą się życiem, a ja wciąż stoję w miejscu i robię za darmo, bez żadnych perspektyw, a moje pomysły realizują inni, spijając śmietankę.
8. O mnie
Jestem 38-letnim staruszkiem, który już dawno pozbył się młodzieńczych iluzji i przekonał się, jak w praktyce wygląda życie, więc nie znajdziecie tu młodzieńczego, często naiwnego entuzjazmu i bezkrytycznego zachwytu nad ludźmi oraz odwiedzanymi miejscami. Nie mam znajomości ani układów, więc o moim blogu nie przeczytacie w mediach, nie pojawi się w różnych rankingach blogów, nie biorę udziału w szaleńczej pogoni za kliknięciami, liczbą fanów na Facebooku, zwiedzam i opisuję miejsca według własnego uznania. Nie spamuję po grupach dyskusyjnych. Moje podróże są skromne, nie robię z siebie idioty dla chwilowej sławy na portalach społecznościowych.
Blog to moje jedyne zajęcie. Moje umiejętności i wykształcenie nie przydały się do niczego, z powodu przewlekłej choroby układu pokarmowego nie mogę wyjechać, zmienić otoczenia ani się przekwalifikować, a przez czas spędzony przy komputerze i w bibliotekach straciłem całkowicie umiejętności interpersonalne (czyli mówiąc kolokwialnie „zdziczałem”) i tak prawdę mówiąc nie nadaję się do żadnej roboty. Nie mam też innego pomysłu na życie. Do tego przez pracę przy słownikach, blogu i stronach internetowych zniszczyłem sobie wzrok i kręgosłup. Jestem więc kaleką bez żadnych perspektyw.
9. Marzenia
Marzenie podróżnicze to pojeździć po krajach Europy i stworzyć książkę z relacjami z podróży, w której skoncentrowałbym się na obserwacjach życia w zwiedzanych miejscach, coś jak „Stary Ekspres Patagoński”. Ale to nierealne – marzenia nigdy się nie spełniają. Innych marzeń podróżniczych nie mam. Po co marzyć o czymś, co i tak się nie spełni? Lepiej po prostu cieszyć się każdym dniem. Co będzie, to będzie. Jeśli uda mi się coś zwiedzić, to dobrze, jeśli nie, to nic się nie stanie.