Kolej na Podróż

Pociągiem do Leżajska 2019 – relacja z podróży

Moje podróże –> Pociągiem do Leżajska 2019

Po raz pierwszy w podróż w 2019 roku pojechałem pod koniec marca, po wielu kłótniach i awanturach, bo jak zwykle słyszałem, po co mi te podróże, coś się stanie itp. Na szczęście udało się znaleźć niedrogi nocleg będący dobrą bazą wypadową, a prognoza pogody była bardzo sprzyjająca, więc bez względu na wszystko zdecydowałem się jechać pozwiedzać kilka miast województwa podkarpackiego.

Planowałem następujący przejazd – dojazd w piątek na zwykłych biletach, w sobotę i niedzielę na bilecie Razem w Polskę.

Uwaga techniczna –  w wyszukiwarkach połączeń wśród archiwalnych połączeń nie znajdziecie pociągu z Oświęcimia do Krakowa o 07:39 w dniu 29 marca 2019 roku. Pociąg ten na 100 procent jechał.

Artykuły napisane dzięki podróży:

Leżajsk dla ambitnych – co zwiedzić i zobaczyć
Przeworsk – 8 najciekawszych miejsc i atrakcji
Rzeszów – 12 miejsc, które należy zwiedzić i zobaczyć
Jarosław – 10 miejsc, które należy zwiedzić i zobaczyć.

29 marzec 2019 (piątek)

Podróż rozpoczynam z Oświęcimia pociągiem o 07:39. Nie pamiętam, bowiem pędziłem na dworzec, a przed dworcem kontenerowym zmagałem się z biletomatem, żeby jak najszybciej kupić bilet – było to ok. 07:20.

Nagle ktoś wychodzi z dworca kontenerowego, staje przede mną i mówi:

– Po co się spieszysz? Pociąg jedzie o 07:39.

Patrzę, a to mój znajomy. Pociąg rzeczywiście pojechał o 07:39. W pociągu Czechowice-Dziedzice – Kraków pusto. Znajomy jedzie do Chrzanowa, ja jadę dalej. Do Krakowa jedzie niewiele osób. Dziwi mnie to, bo pociągi o tej porze zwykle są zatłoczone na odcinku Trzebinia – Kraków Główny, a tym razem obłożenie może 25-30%.

Podróż mija całkiem szybko, w Krakowie jesteśmy około 09:30. Wysiadam jako jeden z ostatnich, wolnym tempem idę w stronę Galerii Krakowskiej.

Wyszukiwarka połączeń pokazywała mi połączenie 10:57 do Przeworska pociągiem TLK, a stamtąd po godzinie przejazd pociągiem do Leżajska.

Rzucam okiem na rozkład – na rozkładzie widnieje pociąg IC Wyspiański do Przemyśla o 10:10. Dwadzieścia minut do odjazdu. Muszę tylko szybko kupić bilet. Kolejka do kas dość długa, ale wszystko idzie szybko i sprawnie. Kupuję bilet w wagonie bezprzedziałowym. do tego bilet Razem w Polskę.

Nie ma czasu, pędzę na peron. Tam pociąg już czeka, odpinają ostatni wagon, który chcę sfotografować (jeden z najnowszych nabytków PKP Intercity) oraz przełączają lokomotywę, bowiem pociąg pojedzie przez obwodnicę towarową Krakowa, dzięki czemu nie ma zastępczej komunikacji autobusowej.

Kilka minut przed odjazdem wsiadam do wagonu. Trafia mi się miejsce obok pięknej dziewczyny, na oko studentki w wieku około dwudziestu lat. Na początek gafa – podsiadam jej kurtkę siadając na siedzeniu, ale to nic.

Obłożenie w wagonie 100%. Podejrzewam, że w innych wagonach podobnie, bo wsiadało mnóstwo ludzi.

IC Wyspiański

Pociąg IC Wyspiański w Krakowie

IC Wyspiański

Pociąg IC Wyspiański w Krakowie

Ale wróćmy do relacji. Przejazd obwodnicą towarową Krakowa bardzo powolny. Widoki brzydkie, przynajmniej do czasu. Później pociąg przyspiesza i po kolei przystanki Bochnia, Brzesko, Tarnów. Siedzę przy korytarzu, więc zerkam na tablicę albo na współpasażerkę obok i muszę powiedzieć, że dawno nie siedziałem obok tak sympatycznej dziewczyny – miła aparycja, idealna figura, prawdziwa kobieca uroda bez tatuaży i innych ozdób. W rozmowie przez telefon komórkowy wyraża się w sposób wskazujący na wysoką kulturę osobistą. Jest na co popatrzeć, bo do takiej to nigdy nie zagadałbym. Szkoda, że mój czas dawno minął.

Współpasażerka wysiada w Rzeszowie, później nikt nie zajmuje jej miejsca.

Wygodną podróż kończę w Przeworsku. W kasie kupuję od razu bilet do Leżajska i biegnę na zwiedzanie Przeworska. Tak, biegnę, bo zakładam, że ze stacji do centrum jest daleko, a jako bloger muszę zaliczyć jak najwięcej miejsc w jak najkrótszym czasie, co ma niewiele wspólnego z normalnym podróżowaniem, ale tak trzeba robić, bo budżet niski, a konkurencja ogromna.

Do centrum Przeworska nie idę według kierunkowskazu na drodze przed stacją, ale przez zaniedbaną stację kolejki wąskotorowej, następnie ulicą Dworcową – początkowo wydaje mi się, że jestem na jakiejś wiosce – domki jednorodzinne, ogródki działkowe, warsztat i dziwnie pusto. Więcej zaczyna się dziać za siedzibą Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Ulica Dworcowa łączy się z ulicą Krasickiego. Przechodzę przez zadbane osiedle, na którym przy blokach stoi kapliczka. mijam szkołę zawodową, komendę straży pożarnej, aby dojść do brył handlowych i dworca autobusowego pamiętającego czasy PRL-u. Wrażenia z tej części miasta zdecydowanie negatywne – misz-masz architektoniczny, wszystko pobudowane bez składu i ładu, mnóstwo samochodów.

Centrum też nie rzuca na kolana. Rynek przeciętny, podobnie jak uliczki wokół, w sumie mógłbym pochwalić jedynie ratusz oraz jedną zabytkową kamienicę na Kościelnej.

Ratusz w Przeworsku

Ratusz i fragment rynku

Znacznie lepiej wygląda kościół pw. Ducha świętego – otoczona murem oaza spokoju.

Niestety, z terenu parafii muszę przejść w stronę ulicy Krakowskiej, wzdłuż której będę poruszał się dalej. Spacer wzdłuż głównej drogi i przechodzenie na drugą stronę to nic przyjemnego.

Pogoda się poprawiła, chmury ustąpiły miejsca słońcu, robi się ciepło.

Zespół pałacowo-parkowy z muzeum bardzo zaniedbany i wymagający rewitalizacji. Przechodzę przez kładkę nad Mleczką, mijając jakiegoś niezrównoważonego osobnika, a spacer kończę przy mini-skansenie obok zajazdu „Pastewnik”. Mini-skansen z pewnością warto zobaczyć, ja jednak muszę pędzić z powrotem na dworzec.

Na dworzec wracam podobną drogą szybkim marszem, a pod koniec marszobiegiem. Dochodzę w ostatniej chwili. Wsiadam, a pociąg Przeworsk – Stalowa Wola rusza.

Pociąg jedzie 60-70 na godzinę, po drodze zatrzymując się na niewielkich stacjach. Widoki takie sobie, zwracam uwagę na strażnicę kolejową na moście nad Wisłokiem i stację Grodzisko Dolne tuż za wspomnianym mostem.

Pasażerów mało. Jeden student kłóci się z konduktorem, bo ma bilet Rzeszów – Stalowa Wola przez Kolbuszową, którego konduktor nie chce uznać i każe mu kupić nowy.

Leżajsk z okien pociągu wygląda na zadbane, całkiem ładne miasto. Tam kończę podróż.

EN57-1169

EN57-1169 jako pociąg Przeworsk – Stalowa Wola

EN57-1169

Wnętrze pociągu EN57-1169

Pierwsze wrażenie negatywne – na schodach z peronu do przejścia podziemnego dresiarz i dwie nastolatki urządzają sobie libację, ale na szczęście nie są agresywni.

Dworzec czynny, odwiedzam punkt informacji turystycznej, gdzie pani wyjaśnia mi, co zwiedzić. Błyskawicznie zwiedzam centrum miasta pełnego Chasydów przybyłych na pielgrzymkę – przy cmentarzu żydowskim postawili nawet miasteczko namiotowe.

Około 15:30 chcę chociaż na chwilę chcę zobaczyć miejscowe muzeum, ale pan w środku tłumaczy mi, że muzeum jest czynne do 16:00, a dziś już nie wpuszczają do środka, bo kasjerki pojechały z pieniędzmi do banku.

Nic, muszę się obejść smakiem – idę w drugą stronę miasta, do Domu Pielgrzyma, gdzie coś zjem i przenocuję.

Leżajsk robi na mnie jak najlepsze wrażenie, miasto zadbane, czyste, obok współczesnej zabudowy nieliczne drewniane domki.

Bazylika w Leżajsku

Klasztor i bazylika w Leżajsku

Bazylika i klasztor również zaskakują mnie – wokół niewielki park, place zabaw, w ośrodku kultury prowadzonym przez Franciszkanów odbywają się Dni Kultury Chrześcijańskiej.

Melduję się w Domu Pielgrzyma, w restauracji mieszczącej się w tym domu jem obiad zupa + ryba + ziemniaki + surówka. Zamiast kapusty kiszonej zrobiono mi przepyszną surówkę z marchewki z ananasem. Cały obiad za 18 złotych. Niby drogo, lecz pysznie, a porcja duża.

Po obiedzie idę na spacer oraz na zakupy do pobliskiego sklepu PSS „Społem”. Odnoszę wrażenie, że życie biegnie tu wolniej. Ludzie nie spieszą się tak, w sklepie ktoś coś pomyli, komuś wypada towar z rąk – nie ma naśmiewania się przez rodzinę lub obcych, jakoś spokojniej.

Problemem jest jednak smog w godzinach wieczornych.

Zasypiam i śpię spokojnie.

Dom Pielgrzyma

Dom Pielgrzyma w Leżajsku

Leżajsk Dom Pielgrzyma

Dom Pielgrzyma w Leżajsku – pokój jednoosobowy

30 marzec 2019 (sobota)

W sobotę wstaję około 6 rano. Prysznic, jak to u mnie wizyty w ubikacji, po czym około 7:40 wychodzę na dworzec.

Jest sobota i jak to w takich miastach, w okolicach dworca (a właściwie dworców) dość tłoczno. W pobliskiej piekarni chcę kupić prawdziwe pieczywo, bo to z supermarketu nie smakowało mi. W kolejce przede mną 4 osoby, głównie starsze, ale jak to bywa, kupują mnóstwo ciast, drożdżówek, nie mogą się zdecydować i obsługa jednej osoby trwa około pięciu minut, więc muszę zrezygnować i biec na pociąg.

Po drodze w Rossmannie kupują ciasteczka Bebe na promocji, przydadzą się w razie ataku głodu.

Pociągiem TLK Hetman jadę do Rzeszowa. Połączenie obsługuje Grupa SKPL starym spalinowym zespołem trakcyjnym wydzierżawionym od Arrivy RP. Ludzi niewiele, fotele wygodne, pogoda bardzo przyjemna. Jedziemy do Rzeszowa bez zatrzymywania się, pociąg omija stację Przeworsk łącznicą, a przez Łańcut przejeżdża bez zatrzymywania się.

Rozmowy w pociągu dotyczą polityki, szczególnie Ukraińców i ich zbrodni na Wołyniu.

TLK Hetman

Pociąg Grupy SKPL jako TLK Hetman

Duńczyk

Popularny „Duńczyk” w środku

W Rzeszowie przesiadka na osobowy Rzeszów – Przemyśl. Ku mojemu zdziwieniu podkarpacki Impuls jest zatłoczony, nie dam rady sfotografować wnętrza. Sporo rodzin z dziećmi, po drodze dość duża wymiana pasażerów.

Wysiadam w Jarosławiu. Fotografuję wyremontowany dworzec w Jarosławiu, za chwilę czuję klepnięcie po ramieniu. Odwracam się, a tu dobrze zbudowany ochroniarz.

– Na dworcu nie wolno fotografować!
– Dlaczego nie wolno?
– Ze względów bezpieczeństwa!

Nie będę się kłócił, bo to nie pierwszy ochroniarz, który nie ma racji, a szkoda mi czasu na słowne przepychanki.

Dworzec w Jarosławiu

Dworzec kolejowy w środku

Wychodzę z dworca, ale za chwilę wracam do punktu gastronomicznego. Proszę małe panini. Miła pani mówi, że małe panini kosztuje 8 złotych, choć dałbym sobie głowę uciąć, że w menu było za 6 złotych. Pal licho te 2 złote.

Ale za chwilę: „A to pan robił przed chwilą zdjęcia?”. No jasne, trzeba wytłumaczyć co i jak. Nie jestem terrorystą, tylko turystą.

Dziwny początek podróży, natomiast dworzec zdecydowanie na plus – czysto, bezpłatne toalety, punkty gastronomiczno-usługowe, skrzynki bagażowe, plan dworca z oznaczeniami dla niewidomych, nieczynny punkt informacji turystycznej, trudno się do czegoś przyczepić.

Przed dworcem zachwyca nadgryzione przez ząb czasu sgraffito na kamienicy, lecz sfotografowanie jest trudne po pierwsze ze względu na zasłaniające dzieło drzewa, po drugie przy budkach gastronomicznych kręcą się podejrzani osobnicy. Oprócz nich podróżni, taksówkarze i kot z trzema nogami.

Pogoda pochmurna, początkowo kamienice zaniedbane, posprejowane, całość szara i ponura.

Po 10 minutach dochodzę do Starego Miasta. Akurat zza chmur wychodzi słońce i zapowiada się piękna pogoda. Rynek z trzech stron piękny tylko mnóstwo samochodów. Jedna część rynku nie pasuje do pozostałych, stoją tam food-trucki i ogródek piwny.

Ratusz

Jarosławski ratusz

Z rynku kieruję się do opactwa. Spacer spokojną uliczką, z dala od zgiełku w centrum miasta. Kilka zaniedbanych budynków, nawierzchnie bocznych dróg wymagające remontu, z drugiej strony spokój i atmosfera trudna do odczucia w zrewitalizowanych miejscach.

Opactwo z zewnątrz robi piorunujące wrażenie – mur, baszty, brama, a w środku pusto i również zaniedbane. Świetne miejsce do wyciszenia się, brakuje jednak jakichkolwiek informacji o tym, co zobaczyć, toalety wydają się być nieczynne od lat, poza dwiema nastolatkami, które przywiozła ich mama na jakieś zajęcia, wydaję się być jedyną osobą na terenie opactwa.

Wracam na rynek, po drodze wstępuję do bazyliki – niesamowita atmosfera i niesamowite wnętrza. Jestem pod ogromnym wrażeniem, natomiast rozczarowuje mnie pobliski punkt widokowy. Widok taki sobie.

Bazylika Jarosław

Bazylika pw. Bożego Ciała w Jarosławiu

Wnętrze

W rynku odwiedzam punkt informacji turystycznej – dostaję plan miasta z krótko opisanymi zabytkami, lecz z wizyty w podziemiach nie skorzystam – 18 złotych to dla mnie za drogo.

Późniejszy spacer to znów marszobieg i odhaczanie zabytków. Na szybko fotografuję kościół św. Trójcy oraz klasztor Dominikanów (tam słońce uniemożliwiło mi zrobienie dobrych zdjęć) i wracam na dworzec. Żałuję, że nie mogę zostać dłużej i zwiedzać na spokojnie.

Za 10 minut odjeżdża pociąg Przemyśl – Rzeszów, którym pojadę do Przeworska. Nie wchodzę do budynku dworca, tylko przez przejście podziemne wchodzę od razu na peron.

Na peronie kilkunastu podróżnych, a na ławce siedzi coś, co puszcza z radia na cały regulator muzykę orientalną, paląc papierosa. Po raz pierwszy od dawna nie potrafię zidentyfikować nie tylko narodowości, ale nawet płci i wieku osoby. Cudzoziemiec lub cudzoziemka w ogóle nie pasuje do otoczenia, oprócz słuchania muzyki na cały regulator krzyczy do telefonu komórkowego w nieznanym mi języku, ma szczurzą twarz, włosy upięte w kucyk, ubrania typu ni to pies ni wydra. Ochroniarza ani widu ani słychu.

W pociągu znów tłok. Kiedy konduktorka pyta się, kto dosiadł, wspomniana wcześniej osoba nie odzywa się, czyli pewnie jedzie bez biletu.

W Przeworsku przesiadam się na pociąg do Leżajska. Ten sam skład, co wczoraj, tylko w środku pusto.

W Leżajsku biegnę do muzeum – Google pokazuje, że mają otwarte, na miejscu okazuje się, że jednak nie. Niepotrzebnie szybko wracałem. Spaceruję po Leżajsku. W centrum również pusto, szalet nieczynny, poza kilkoma żulami w nikt nie chodzi. Fotografuję budynek plebani, wyskakuje ksiądz i pyta się, co robię. Kościoły pozamykane, przy cmentarzu żydowskim Chasydzi organizują własne uroczystości.

Dużo więcej ludzi spędza czas w Ogródku Jordanowskim na wyremontowanym placu zabaw. Całe rodziny z dziećmi, młodzież. Spokojnie, bez agresji i przekleństw. Słońce piecze, spaceruję po pobliskich osiedlach. Kobiety robią porządki, wieszają pranie na balkonach – mieszkania wydają mi się małe i nasłonecznione. Osiedla również czyste.

Koło dworców robię szybkie zakupy w PSS Społem, w kolekturze Lotto dużo starszych panów namiętnie skreśla kupony.

Siadam na chwilę na ławce przy pomniku krzesła. Za minutę podchodzi żul i każe mi opuścić ławkę, chociaż siedem innych jest wolnych. Powiedziałbym mu coś, lecz wczoraj widziałem, że te ławki rzeczywiście są okupowane bez żuli, więc idę sobie. Za chwilę do żula dołącza partnerka. Obce miasto – nie ma sensu psuć sobie wycieczki.

Wracam pod bazylikę. Akurat w ramach Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej trwa oprowadzanie po Muzeum ojców Bernardynów. Z powodu zakazu fotografowania (ojca dyrektora nie ma, więc nikt nie może pozwolić) nie robię zdjęć. Następnie zwiedzam bazylikę i lasek z drogą krzyżową, gdzie najbardziej podoba mi się cmentarz klasztorny.

W Domu Pielgrzyma jem obiad – barszcz biały z kotletem mielonym z brokułami. I dochodzi do niezręcznej sytuacji: księża i siostra na recepcji chcieliby ze mną porozmawiać, a ja nie wiem, jak się zachować. Niestety, zdziczałem przez lata przy komputerze i nie wiem, po prostu nie wiem, jak się odezwać, o czym rozmawiać. Takie życie. Sympatyczni ludzie pomyślą, że jakiś buc przyjechał, a ja naprawdę nie umiem się zachować.

Po obiedzie spaceruję po terenach przyklasztornych, o 21:00 kładę się spać.

31 marzec 2019 (niedziela)

W niedzielę również jadę po 08:00 pociągiem do Rzeszowa. W planach zwiedzanie Rzeszowa i Muzeum Regionalnego w Dębicy. Od rana słonecznie, ciepło, zapowiada się gorący dzień.

Na dworcu w Leżajsku zaczepia mnie młody Chasyd i po angielsku pyta się, skąd odjeżdża pociąg do Rzeszowa (tzn. pokazuje mi rozkład jazdy na smartfonie). Chcę mu odpowiedzieć, a tu pustka w głowie. Nie mogę sobie przypomnieć najprostszych słów.

Tak to jest z moim angielskim. Niemal codziennie czytam serwis BBC, literaturę piękną po angielsku, staram się słuchać nagrań na You Tube, a kiedy przychodzi co do czego, robię najprostsze błędy, albo nie jestem w stanie nic powiedzieć. W dzisiejszych czasach to praktycznie wyklucza. Taka jest od lat – wydaje się, że biernie znam język doskonale, natomiast tak naprawdę nigdy nie miałem okazji używania go aktywnie, więc przy pisaniu tekstów lub rozmowie robię bardzo proste błędy. Z młodszymi i tymi, którzy wyjeżdżali na stypendia zagraniczne lub do pracy w Wielkiej Brytanii, nie mam szans. Nigdy nie będzie lepiej, co mnie delikatnie mówiąc, denerwuje. Nie widzę szans na jakąkolwiek poprawę.

Podczas oczekiwania na pociąg na peronie zaczynam sobie przypominać angielskie słówka. Chasyd pyta mnie o przesiadkę w Rzeszowie i ze zdziwieniem stwierdzam, że jego angielski jest dużo gorszy od mojego.

W końcu nadjeżdża pociąg. Ten sam „Duńczyk” Grupy SKPL. Siadam z przodu. Tym razem podróż nie jest przyjemna – wydaje mi się, że w wagonie śmierdzi spalinami i po prostu duszę się. Drapie mnie w gardle, nie mogę złapać tchu, mam wrażenie, iż zaraz umrę. Inni pasażerowie nie odczuwają dolegliwości. Zwariowałem?

Wypijam kilka łyków wody mineralnej i jakoś dojeżdżam do Rzeszowa. Z ulgą opuszczam pojazd.

W Rzeszowie gorąco. Zwiedzam miasto poczynając od Rynku, przez Stary Cmentarz, po Zamek Lubomirskich. Popularna trasa. Temperatura dochodzi do 30 stopni, słońce jakieś ostre, kończy mi się miejsce na karcie pamięci. Wracam na dworzec. Dębicę będzie trzeba odpuścić – muzeum czynne dopiero od 14:00.

Rzeszów zmienił się na lepsze; na niewielkiej przestrzeni dużo zabytków i atrakcji. Również dużo turystów.

Rynek

Rzeszowski Rynek

Na dworcu 5 minut do odjazdu pociągu IC do Krakowa. Udaje się zakupić miejscówkę, wbiegam na peron, na który akurat wjeżdża pociąg. Obłożenie prawie 100%, w przedziale siedzę z młodą dziewczyną pogrążoną w lekturze książki o polskich służbach specjalnych i trzema Ukrainkami jadącymi do pracy do Krakowa.

Podróż przyjemna i szybka. Na obwodnicy towarowej Krakowa zwracam uwagę na areszt w Nowej Hucie i stację kolejową Kraków Nowa Huta. Przed Krakowem pomagam Ukrainkom świetnie mówiącym po polsku zdjąć bagaż z półek.

Pociąg do Oświęcimia jedzie za półtorej godziny. Za 15 minut jedzie natomiast pociąg Kraków – Katowice. Mam zamiar wysiąść w Krzeszowicach, pochodzić godzinę po mieście i pojechać dalej do Oświęcimia.

Wszystko idzie zgodnie z planem, lecz pociąg zatrzymuje się tuż przed Krzeszowicami i stoi około 20 minut. Usuwam z karty kilkanaście zdjęć, aby mieć miejsce na zdjęcia z Krzeszowic. W końcu dojeżdżamy do Krzeszowic.

Dworzec w Krzeszowicach bardzo ładny, natomiast okolice to plac budowy. Budowane są nowe perony oraz wiadukt. Fotografuję opuszczony pałacyk, po czym kieruję się do centrum. Przy lodziarni ogromna kolejka.

Lodziarnia Krzeszowice

Kolejka pod lodziarnią w Krzeszowicach – zdjęcie z ukrycia.

Rynek taki sobie, po Krzeszowicach spaceruje mnóstwo ludzi. Patrzą na mnie jak na dziwaka, kiedy fotografuję miasto. Zamierzam sfotografować park i dzielnicę zdrojową, lecz pada mi bateria w aparacie.

W parku trochę rodzin, trochę starszych osób, trochę żuli. Najładniejszy budynek to siedziba urzędów przy ulicy Grunwaldzkiej. Nie mam jak go sfotografować.

Powrót na dworzec, gdzie zaraz wjedzie pociąg do Oświęcimia. Megafonistka myli perony, przez błędną zapowiedź muszę wracać przez kładkę na inny peron.

Odcinek Krzeszowice – Oświęcim bez przygód.

Podsumowanie

Udana wycieczka. Szkoda jednak, że z Leżajska jeździ tak mało pociągów – miasto byłoby świetną bazą wypadową. Według mnie warto zwiedzić Leżajsk, Jarosław, Rzeszów, natomiast Przeworsk to przeciętne miasto.

Dla mnie była to okazja do wyciszenia się i odpoczynku od kłopotów dnia codziennego. Natomiast załamałem się psychicznie po nieudanej rozmowie po angielsku. Przestałem wierzyć, że kiedykolwiek nauczę się tego języka tak, aby używać go aktywnie.

Podczas podróży zwątpiłem też w sens prowadzenia bloga. Komercyjni mają łatwiej – bilety wstępu do muzeów za darmo, noclegi za darmo, a za każdy wpis sporo pieniędzy. Jednak nie mogą pisać tego, co chcieliby. Coś za coś. Mimo wszystko jednak lepiej zwiedzałoby się, gdybym nie musiał pilnować każdej złotówki i miał więcej czasu na opisanie zabytków oraz atrakcji każdego miasta.

Niektórzy z was zarzucą mi, że niepotrzebnie kupowałem bilet Razem w Polskę, mogłem rozplanować podróż tak, aby zaoszczędzić kilkanaście złotych. Ale przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.

 

%d bloggers like this: