Kolej na Podróż

Podsumowanie roku 2019

Podsumowania roku na blogach pojawiają się zwykle pod koniec grudnia. Ze względu na liczne maile z pytaniami o blog postanowiłem opublikować moje podsumowanie już teraz. Będzie to osobisty wpis, więc moi hejterzy i małe dzieci niech lepiej zamkną artykuł.

Sukcesy

Blog odniósł kilka sukcesów. W styczniu znalazł się na 11 miejscu w rankingu widoczności blogów w Google opracowanym przez blog CroLove. Wśród blogów niekomercyjnych zajął 1 miejsce. Dzięki połączeniu ze stroną Świat Podróży Kolejowych podwoiła się liczba czytelników i przybyło sporo nowych fanów.

Udało się także w końcu opracować informacje o kolejach na całym świecie (poza Koreą Północną).

Podróże w 2019 roku

Dla mnie był to kolejny rok bez podróży zagranicznych. Udało mi się tylko pojechać do Leżajska i Nowego Sącza. Relacje z krótkich podróży zamieściłem na blogu. Poza podróżami na badania oraz w sprawach urzędowych nie było nic. Kompletnie nic.

Piszecie do mnie, jakie podróżowanie jest proste, tanie, wystarczy tylko chcieć. Świat jest na wyciągnięcie ręki. Zwiedzacie cały świat, planujecie kolejne podróże. Poza moim najbliższym otoczeniem (akurat oni twierdzą, że tu wszystko jest najlepsze, najtańsze, a cały świat wygląda tak samo, chociaż nigdzie nie byli) niemal wszyscy podróżują – tu słyszę 18-latka leci sama do Korei Południowej, inna do Japonii, dwudziestolatek jedzie samochodem do Gruzji, inni podróżują dookoła świata (nieważne, że często za pieniądze z 500+). Czytam o darmowych przejazdach, ogromnych zniżkach, darmowych biletach Interrail dla młodych. Widzę, jak inni podróżują, spełniają swoje marzenia i wiem, że ja NIGDY nie spełnię żadnego z nich. Wiem, że nigdy nie zobaczę Litwy, Białorusi, wymarzonej Estonii. NIGDY nie będzie mnie stać na opracowanie autorskich artykułów o kolejach w tamtych krajach. A przecież leżą tak blisko.

Co poszło nie tak…

Dla mnie ten rok był rokiem klęsk i niepowodzeń w życiu osobistym i zawodowym. Dziesiątym z rzędu.

– blog w tym roku zyskał więcej hejterów niż ich miał od początku istnienia.

– nie dałem rady na bieżąco aktualizować informacji. Być może wyznaczyłem sobie zbyt ambitne cele. Nieważne. W tym roku po raz pierwszy poczułem, że nie daję rady. Otrzymywałem sporo zapytań dotyczących podróżowania koleją, na które nie potrafiłem odpowiedzieć. Często pytania bardzo szczegółowe. Wiele osób zarzucało mi z ogromnym oburzeniem, że czas podany w orientacyjnym rozkładzie jakiegoś pociągu różnił się od rzeczywistego o około 30 minut, że zmieniły się zasady jakiejś promocji, jakiś pociąg nie kursuje 5 dni w tygodniu, a cztery, a inny zawiesili. Inni chcieli znać aktualne ceny na różnych dworcach, jeszcze inni zasady przewozu rowerów, psów w konkretnych pociągach międzynarodowych; wiele osób pytało też o zniżki lub promocje. Doszło w końcu do tego, że wyłączyłem wiadomości prywatne na fanpage’u, bo pytań było mnóstwo.

– nie potrafię sprostać wymaganiom czytelników, jeśli chodzi o artykuły o miastach. Wymagacie, abym pisał o miastach bardzo szczegółowo – przedstawiał historię, ciekawostki, wszystkie muzea, wszystkie atrakcje (także te płatne), wyszukiwał mało znane miejsca. Lubię to, lecz porządny artykuł to wiele dni pracy, nie mówiąc o wydatkach, bowiem w mieście trzeba spędzić znacznie więcej czasu, niż pisząc krótki artykuł, jaki wystarczył jeszcze kilka lat temu. Lecz wymagania wobec blogerów rosną z roku na rok. Do tego wiele osób irytuje fakt, że opisuję również wady zwiedzanych miast. Cóż, na blogach wszystko powinno być piękne, wyretuszowane, a bloger powinien pokazywać nieskazitelny świat. To nie dla mnie.

– W tym roku Google zmieniło po raz kolejny algorytm. Nawet dla laika stało się jasne, że na pierwsze miejsca w wyszukiwarce wysuwają się wielcy gracze i nie obejdzie się bez wydatków na pozycjonowanie strony. Jeśli chodzi o mnie, przegrywam z konkurencją – o kolejach na świecie piszą międzynarodowi pośrednicy w sprzedaży biletów (np. Omio vel GoEuro,  Railcc, Virail i kilka innych), krajowi pośrednicy (np. Koleo), czasopisma specjalistyczne (np. Rynek Kolejowy). Ode mnie różni ich jedno – oni zarabiają, rozwijają się, ich redaktorzy podróżują, a ja stoję w miejscu. Zarabiają, mają więc pieniądze na promocję swoich stron, pozycjonowanie, rozwój.

– straciłem chęć do pisania bloga. Nie potrafię wykrzesać z siebie entuzjazmu, pasji, nawet wprowadzenie drobnych zmian do artykułów stało się dla mnie niewykonalnym zadaniem. Radość z pisania, pasja, to wszystko minęło bezpowrotnie. Nie bawi mnie pisanie pod potencjał wyszukiwania, tworzenie wyliczanek, walka o czytelników. Nie cieszy mnie wysoka oglądalność, straciłem chęć do poznawania świata, poznawania ludzi, podróżowania, czegokolwiek.

– z powodu wieloletniego wolontariatu przy komputerze nabawiłem się problemów z barkiem i łopatkami, z którymi medycyna nie potrafi sobie poradzić. Nie mogę przez to pisać na klawiaturze, nawet wpisanie krótkiego tekstu powoduje silny ból. Jedyne wyjście to po prostu nie pracować przy komputerze.

– bardzo zaostrzyła się przewlekła choroba układu pokarmowego, która już i tak wyklucza mnie z życia zawodowego oraz towarzyskiego.

Wszystko, co piszę, to nic specjalnego dla osób znających branżę. Skończył się czas blogów niekomercyjnych, pisanych przez pasjonatów. Nadeszła era wielkich koncernów i blogów pod patronatem różnych agencji marketingowych albo celebrytek biorących ogromne pieniądze za jedno selfie.

Ale narzekasz…

Bloger z założenia powinien być bezinteresownym pasjonatem – ekspertem w danej dziedzinie dzielącym się ze wszystkimi wiedzą, udzielającym porad i dostępnym na każde zawołanie. Powinien zawsze być uśmiechnięty, zawsze zadowolony, tryskać energią, świecić przykładem. Powinien zachwycać się zwiedzonymi miejscami, polecać bezinteresownie dobre restauracje i hotele. Ale to iluzja. W rzeczywistości wcale tak nie jest.

Tak naprawdę, to zajęcie dla osób mających dobrze płatną pracę, zdrowie oraz możliwość łączenia dni wolnych, aby w ciągu roku zorganizować  sobie więcej długich weekendów. Nie da się inaczej. Są osoby, które mogą przeznaczyć 10-20 tysięcy rocznie na swój blog z własnych zarobków. Podziwiam ich, nie mam do nich żadnych zastrzeżeń.

Jeśli chodzi o mnie, to na blogu znajduje się ponad 1000 wpisów. Od słabych po bardzo dobre, od króciutkich po bardzo długie. Ich opracowanie zajęło mnóstwo czasu, jeszcze więcej aktualizacje. Czytelnicy wymagają ode mnie, abym na bieżąco śledził rozkłady jazdy, połączenia, ceny, promocje, regulaminy przewozów, zmiany w funkcjonowaniu kolei na całym świecie. A przy tym wszystko robił w ramach wolontariatu. Niestety, to bardzo czasochłonne zadanie. Mogę to robić, tylko co ja z tego mam? Serio, śledzilibyście to wszystko wiedząc, że nigdy nie będziecie mieli z tego ani grosza, nigdy nie będzie was stać na podróż zagraniczną, nigdy nie będziecie mieli pieniędzy na badania i wizyty prywatne u lekarza? Poświęcalibyście cały swój czas w zamian słysząc tylko, że jesteście nierobem i nieudacznikiem, a wszyscy wokół układaliby wam życie, mówili, gdzie powinieneś harować, bo wszyscy inni harują za grosze i nie narzekają?

Wiem, kiedy nie ma problemów zdrowotnych, wszystko wygląda pięknie. Kiedy jednak zobaczycie, jak wygląda publiczna służba zdrowia, zmienicie zdanie. Nie bójmy się napisać prawdy – to zajęcie na cały etat i to nie dla jednej osoby.

Na razie wygląda to tak – większość czytelników bloga to inni blogerzy, biura podróży, pośrednicy w sprzedaży biletów, osoby z branży. Ja mam pomysły, inni je realizują, dziennikarze korzystają z informacji zawartych na blogu. Nie mówiąc o artykułach niemal na żywca spisanych z mojego bloga u niektórych gwiazd blogosfery podróżniczej. Jak pisałem – oni zarabiają, rozwijają się, ja z tego nie mam kompletnie nic.

Co dalej?

Bez obaw, nie mam zamiaru całkowicie porzucać projektu. Jednak w przyszłym roku ograniczę się do niezbędnych aktualizacji w dziale „Koleje świata”. Nie będę rozwijał projektu, nie będę pisał nowych przewodników po miastach. Jeśli uda mi się wyjechać w jakąś krótką podróż lub wycieczkę jednodniową, relację wrzucę na fanpage na Facebooku. Spróbuję znaleźć jakąś pracę, aby całkowicie nie zdziczeć, choć w moim mieście, przy moim stanie zdrowia i braku podstawowych umiejętności pożądanych na rynku pracy, raczej powinienem kupić sznur.

O kolejach na świecie piszą również inni blogerzy. Pomijając artykuły na blogach typu Ukraina Marcina, obliczone na nabicie jak największej liczby odsłon, powstaje sporo artykułów z pierwszej ręki z cennymi wskazówkami. Blogerzy podróżują koleją po całym świecie, dzięki czemu tworzą lepsze artykuły niż ja, piszący tylko zza biurka.  Ostatnia moja dłuższa podróż zagraniczna miała miejsce 10 lat temu. Wtedy podróżowanie nie było tak łatwe i popularne, od tamtego czasu moja wiedza się zdezaktualizowała. Trzeba to zostawić tym, którzy mają możliwości i zrobią to lepiej.

Mógłbym pisać artykuły typu „Jak dojechać pociągiem do….” (zamiast kropek wstaw wszystkie możliwe miasta), „Ceny w…” „Co kupić w….”, „10 ciekawostek o” (spisanych z anglojęzycznych stron) i inne clickbaity. Tylko po co? Szkoda czasu.

Komercyjne blogowanie – to nie dla mnie

Zakładając bloga miałem nadzieję, że dzięki temu pokażę się na rynku pracy, nawiążę ciekawe współprace, połączę pracę z pasją. Tak naprawdę straciłem tylko 8 lat. Blog to studnia bez dna. Jak mówi przysłowie „kto nie ma miedzi, ten w domu siedzi”. Blog można tworzyć tylko bezinteresownie, więc nie masz pieniędzy, kończysz zabawę. Zarabiasz – podróżujesz, jesteś podziwiany, robisz karierę. Krótką karierę, bo kiedy skończy się dobra passa, nikt o tobie nie pamięta. Taki jest świat; skomercjalizowany do granic możliwości, gdzie liczą się tylko siła i pieniądze.

Jeśli chodzi o komercyjną blogosferę, to po prostu nie dla mnie – oszukiwanie czytelników, wychwalanie wszystkiego za pieniądze, fałszywe uśmiechy, no i obowiązkowe układy, bez których jesteś nikim. Dla ludzi, którzy mają choćby odrobinę przyzwoitości, nie ma tu miejsca. Ale tylko tak wygląda droga do sukcesu.

Współpraca z firmami kolejowymi – nie żartujcie. Mają swoich pupilków, którym fundują bilety sieciowe, Interraile i świetnie ich opłacają. Po co kopać się z koniem?

Współpraca z organizacjami turystycznymi – w formie obowiązującej w internecie to nie dla mnie, zresztą z przyczyn zdrowotnych nie mam możliwości podróżowania na zawołanie, a pisanie o restauracjach, czy kuchni regionalnej przeze mnie, byłoby kpiną z czytelników.

Nie mam zamiaru zostać celebrytą, walczyć w galach Fame MMA, występować w serialach, reality show,  brylować w programach telewizyjnych ani być zakładnikiem agencji reklamowych.

W ósmą rocznicę „rozpoczęcia kariery” napiszę ciekawy artykuł podsumowujący blogosferę podróżniczą i nie tylko.

Co czuję – jestem wściekły bo po raz kolejny wygrają moi hejterzy. Stilgery, Fiszery, Płazy i inne gwiazdy środowiska miłośników kolei. Buce z PKP, firm kolejowych i różnych ministerstw. Wyśmiewali ten projekt od początku i wygrali.

Po latach spędzonych przy blogu nie będę już tworzył nowych projektów. Kiedy zobaczyłem, jak to wszystko wygląda, wiem, że nie ma to sensu.

%d bloggers like this: