Kolej na Podróż

Opolszczyzna 2015.10 koleją – relacja z podróży

Po licznych kłótniach z najbliższymi zamierzałem całkowicie zrezygnować z podróżowania koleją. Niezrozumienie otoczenia wykończyło mnie psychicznie, przez wiele dni nawet nie wychodziłem z domu, nie cieszyło mnie dosłownie nic. Do tego doszło pewne zdarzenie, które całkowicie odebrało mi chęć do życia. Nie pozostało mi nic innego jak wyjechać choć na dwa dni, bo zwariowałbym. Wybór padł na Opolszczyznę – znów chodziło o łatwość powrotu w razie wystąpienia nieprzewidzianych trudności.

Dzień 1 – 26.10.2015 Gliwice, Głogówek

Podróż zaczynałem jak zwykle z Oświęcimia do Katowic pociągiem jadącym po godzinie ósmej rano. Trzykilometrową trasę na dworzec kolejowy pokonałem na nogach w promieniach porannego, jesiennego słońca. Wszystko poszło sprawnie do czasu ostatniego przejścia dla pieszych przed dworcem kolejowym. To ruchliwa ulica, stoję minutę, dwie, przejeżdżają dziesiątki samochodów, nikt mnie nie przepuści. W pewnym momencie stanęła przy mnie młoda dziewczyna. Kierowcy (mężczyźni) zatrzymali się od razu przed przejściem dla pieszych. Cóż, panie mają w życiu łatwiej.

W kasie zalegalizowałem REGIOKarnet. Trochę poczekałem w kolejce, ponieważ miała miejsce długa rozmowa rodzinna kasjerki z chłopakiem i dziewczyną, którzy mówili na nią „ciocia”.

Do pociągu jadącego do Katowic wsiadło dużo ludzi. Większość rozsiadła się w przedniej części składu, ja siedziałem z tyłu. W przedziale (nie wiem, czy to dobre określenie na miejsca w EN57, ale wagon też nie pasuje) oprócz mnie jechały ze mną trzy studentki i dwaj starsi panowie. Starsi panowie przez całą podróż głośno rozmawiali o chorobach, lekarzach i odpowiedniej diecie. Studentki się śmiały, ja zapamiętałem kilka wskazówek. Najciekawsze z nich – ryż wam nie zaszkodzi, pasztet zapycha żyły. Nie dowiedziałem się jednak, jaki jest sekret dobrego wzroku ich znajomego, który nie chciał im zdradzić tajemnic swojej diety.

W Katowicach wykorzystałem jeden kupon rabatowy na kanapkę z Subway’a, jak zwykle kupiłem dwie drożdżówki i w drogę do Gliwic. Podjechał EN57. Dużo ludzi, udało mi się znaleźć wolne miejsce.

Następny punkt programu to Gliwice. Na zwiedzanie miasta mogłem przeznaczyć ponad półtorej godziny. Pięć minut straciłem, aby wyjść z remontowanego dworca, tłum ludzi zapchał wąskie przejście do wyjścia. Z początku przeraził mnie ruch przy Alei Zwycięstwa – dużo ludzi, dużo samochodów, boczne uliczki nie wyglądały zachęcająco z powodu podejrzanych osobników siedzących tu i tam na murku. Niedaleko dworca olbrzymi plac budowy. Na szczęście najładniejsze miejsca, czyli Rynek i uliczki wokół niego, sprawiały dużo lepsze wrażenie, choć trudno było fotografować ze względu na zaparkowane samochody psujące ujęcie. Po dojściu do końca ulicy Wieczorka spojrzałem na zegarek i było jasne, że muszę wracać na dworzec.

Gliwice

Ratusz w Gliwicach

Po drodze wstąpiłem do baru kanapkowego Subway wykorzystać kolejny kupon rabatowy na śniadanie za 7 złotych. Sprzedawczynie wyglądały na przerażone moją wizytą, tam chyba nikt nie zagląda. Nie mieli już omleta, więc zjadłem kolejną kanapkę i wypiłem kawę. Wszystko w czasie szybkiego marszu na dworzec. Śniadanie nie było już tak smaczne jak podczas poprzedniej podróży, po wyjściu z lokalu zastanawiałem się, czym przestraszyłem sprzedawczynie.

Na dworzec kolejowy doszedłem pięć minut przed przyjazdem pociągu do Brzegu przez Nysę. Podjechał SA134-012. W środku wygodnie, pasażerów niedużo, z pasażerek moją uwagę zwróciła pani w wieku trzydziestu paru lat wysiadająca na stacji Rudziniec Gliwicki. Miała przerażające spojrzenie, ale była bardzo ładna, przynajmniej jak na mój gust. Podróż wygodna, toaleta czynna, większość stacji po drodze zaniedbanych.

SA134-012

SA134-012 w Gliwicach. Tłumek przy wejściu do szynobusu.

W Głogówku ładna, zaniedbana stacja. Ze stacji do miasta idzie się malowniczą alejką, której piękno szczególnie widać, kiedy liście mienią się kolorami. Do rynku szedłem ponad 10 minut, po drodze nie widziałem żadnego planu miasta. Centrum Głogówka ładne, choć po pięknych zdjęciach i opisach spodziewałem się czegoś więcej. Najbardziej zawiódł mnie popadający w ruinę zamek. Dziedziniec zamku był niedostępny dla zwiedzających. Jak informują strony internetowe, trwa tam remont. Gdyby wyremontowali zamek, będzie to jedno z piękniejszych miejsc w Polsce. Rynek tego miasteczka również nie wygląda tak pięknie jak na zdjęciach – oprócz zabytkowych kamienic widać współczesną, brzydką zabudowę, liczne samochody także nie pasują do tego miejsca. Poza rynkiem i okolicami zabudowa miejscami bardzo ładna, miejscami przeciętna, jako całość może się podobać, na pewno warto przyjechać do tego miasta. Gdyby nie pełne zachwytu relacje na różnych blogach, nie wymagałbym tak wiele.

Głogówek

Ładniejsza część rynku w Głogówku

Głogówek zamek

Niszczejący zamek w Głogówku

Z centrum wróciłem tą samą trasą na dworzec, gdzie spacerowały dwa koty (tzn. jeden spacerował, drugi się wylegiwał). Poza mną na pociąg czekało siedem osób, z czego cztery to uczniowie którejś z miejscowych szkół. Do Prudnika jechałem SA 137-003. Prędkość na większości trasy przyzwoita, widoki ładne, przez chwilę widać nawet piękną panoramę Głogówka znaną z przewodników turystycznych, ale szybko pojawiają się krzaki zasłaniające widok. Uczniowie wysiadają w Racławicach Śląskich. W pociągu bardzo mało pasażerów. Przy wjeździe do Prudnika pociąg znacznie zwalnia.

Głogówek Aleja Lipowa

Aleja Lipowa ze stacji kolejowej do centrum miasta

Gliwice - Brzeg

SA137-003 jako pociąg Gliwice – Brzeg przez Nysę

W Prudniku byłem dwie minuty po szesnastej. Już się ściemniało. Dworzec zaniedbany, okolica piękna – brukowane ulice, stare kostki chodnikowe. Po zrobieniu kilku zdjęć podążyłem skrótem do centrum miasta za kilkoma innymi pasażerami. Spacer przez ogródki działkowe i kładkę dla pieszych, później po stromych schodach do centrum. Przeszedłem przez centrum, następnie przez park miejski poszedłem do schroniska młodzieżowego, gdzie doszedłem po 15 minutach od opuszczenia pokładu pociągu.

Schronisko bardzo dobre, w pięknej okolicy, dostałem miejsce w pokoju sześcioosobowym za 35 złotych. Po wypakowaniu niezbędnych rzeczy poszedłem na spacer po centrum. Po zmroku Prudnik nie wygląda zbyt zachęcająco. Park na szczęście oświetlony, natomiast w centrum widać snujących się bez celu dresiarzy, w bramach stoją podejrzani osobnicy. Nikt mnie wprawdzie nie zaczepiał, lecz nie czułem się bezpiecznie. Szukałem miejsca, gdzie można coś kupić oraz jakiegoś baru, gdzie mógłbym niedrogo zjeść. Zakupy zrobiłem w sklepie sieci „Eko” (woda za 0,6 zł oraz drożdżówka za 1,4 zł). Pozostało znaleźć jakiś lokal gastronomiczny. Wahałem się pomiędzy ładnie wyglądającym barem „U Leszcza” i barem „Olimpijka” z jedzeniem na wagę. Wybrałem „Olimpijkę”, bo lubię jedzenie na wagę. Niestety, jedzenia na wagę było bardzo mało, musiałem kupić fast-fooda. Byłem bardzo głodny, wybór padł na dużą tortillę za 12 złotych. W barze, podobnie jak w innych lokalach i sklepach w Prudniku, miałem wrażenie, iż wszyscy się znają. Pracownica uwijała się jak w ukropie, za jakieś pięć minut odebrałem swoją tortillę. Wziąłem na wynos, planowałem zjeść posiłek po drodze. Duża tortilla okazała się gigantem. Usiadłem na skwerze, jadłem, jadłem, a tu jeszcze mięso, jeszcze sałatki i sos. Nie powiem, bardzo smaczna, dla człowieka przyzwyczajonego do małych, lekkich posiłków to ogromne wyzwanie. Z drugiej strony najadłem się, spacerowałem ze świadomością, iż nie grożą mi skurcze głodnego żołądka.

Spacerowałem jeszcze półtorej godziny, zwiedziłem centrum, przeszedłem przez park miejski, spacerowałem jeszcze w okolicach cmentarza komunalnego. Po 20:00 wróciłem do schroniska młodzieżowego. Godzinę później zasnąłem.

Schronisko młodzieżowe Prudnik

Łóżko w schronisku młodzieżowym w Prudniku

Dzień 2 – 27.10.2015 Prudnik, Nysa

Wstałem o szóstej rano, wziąłem prysznic, umyłem zęby i poszedłem zwiedzać centrum Prudnika. Wcześniej zwiedziłem teren dawnych koszar, gdzie obecnie między innymi ma swoją siedzibę schronisko młodzieżowe. Dla mnie idealna lokalizacja, jesienią pięknie prezentuje się też ulica Dąbrowskiego.

Dawne koszary

Teren dawnych koszar wojskowych przy schronisku

Park miejski, jak również centrum Prudnika, w świetle dnia wyglądają znacznie lepiej niż po zmroku. Na zwiedzanie centrum poświęciłem dwie i pół godziny, pociąg odjeżdżał o 09:50. W październiku nieczynny był już punkt widokowy na Wieży Woka, natomiast centrum Prudnika, pomimo niezbyt ładnego rynku, pokazało swój urok. Najbardziej podobały mi się boczne ulice – Młyńska, Chrobrego, ponadto okolice placu Farnego. Rzeczka Prudnik, kładka oraz ścieżka prowadząca do dworca kolejowego o poranku to najładniejsze miejsca, jakie mogłem sobie wyobrazić. Poranne zwiedzanie zatarło nieprzyjemne wrażenie z wieczornego spaceru – Prudnik trafił na listę miast wartych odwiedzenia.

Prudnik park miejski

Park miejski w Prudniku

Prudnik Młyńska

Ulica Młyńska w Prudniku

W pracowni cukierniczej przy ul. Ratuszowej kupiłem dwie kanapki na drogę za 3,8 zł każda. Kanapki bardzo smaczne, niepotrzebnie dodają do nich majonez. O 9:35 musiałem iść na dworzec kolejowy, gdzie byłem pięć minut przed planowym odjazdem pociągu w stronę Nysy.

Prudnik dworzec

Dworzec kolejowy w Prudniku

Na pociąg czekało tylko kilkoro pasażerów. Widok licznych, pustych torów działał przygnębiająco. Do Nysy pojechałem SA137-004, doczepiono drugi SA137 niedostępny dla podróżnych, który pojedzie później z Nysy jako pociąg do Brzegu.

SA137

SA137 województwa opolskiego – wnętrze

Podróż spokojna, wygodna, przy wyjeździe z Prudnika pociąg jedzie powoli, później przyspiesza. Niewielu pasażerów, konduktor zabrał mój REGIOKarnet do legalizacji, przyniósł mi go po kilku minutach. Na stacji Szybowice grupka przedszkolaków przyszła zobaczyć pociąg. Dzieci machały, powiedziały konduktorowi chóralne „dzień dobry”, przy odjeździe machały nielicznym „pasażerom”. Jeden przedszkolak stał z tyłu przerażony, zatykając uszy palcami. Sympatyczna scenka.

Szybowice

Dzieci z przedszkola w Szybowicach przyszły zobaczyć pociąg

Na pozostałych stacjach niewielka wymiana pasażerów. W Nowym Lesie wsiadają dwaj dresiarze, w ciągu dnia będę ich wielokrotnie spotykał w Nysie w towarzystwie dziewczyny o zjawiskowej urodzie (później cała trójka będzie wracała pociągiem – oni do Prudnika, dziewczyna chyba do Nowego Lasu). Nastrój psuje mi bardzo duża i równie bardzo zaniedbana stacja Nowy Świętów. Do Nysy dojeżdżamy punktualnie. Dworzec wygląda na duży, w środku niewielka poczekalnia, brak toalet, dwa okienka kasowe, nie ma też punktu gastronomicznego. Obok dworzec autobusowy, naprzeciwko bar i kiosk z pieczywem.

Nysa dworzec

Dworzec kolejowy w Nysie

Z dworca do centrum Nysy idzie się 10-15 minut. Po drodze trzeba przejść przez główną arterię komunikacyjną. Łzy napływają do oczu, kiedy widzi się, ile zostało z przedwojennego centrum miasta. Dominują bloki, mimo to znajdziemy kilka miejsc, gdzie widać ślady dawnego piękna Nysy. W nysie spędziłem ponad cztery godziny spacerując po mieście. Miasto warte odwiedzenia, choć nie spodziewajcie się rewelacji. Zawiódł mnie odnowiony bastion, gdzie wszedłem do otwartego wejścia, wzbudzając popłoch wśród pracowników jakiejś firmy mającej biura w tym budynku. Trasa turystyczna dostępna jest tylko po uzgodnieniu z punktem informacji turystycznej. Nie chciało mi się załatwiać formalności, więc zrezygnowałem ze zwiedzania. Nysa pod względem architektonicznym, poza kilkoma miejscami, wygląda przeciętnie, duży plus natomiast za liczne bary i restauracje. Miałem ochotę zjeść coś w restauracji „Pychotka” przy rynku lub w barze kanapkowym „Fanaberia”, jednak gigantyczna tortilla z Prudnika sprawiła, iż nie czułem głodu – wystarczyły drożdżówki. W rynku można wjechać na taras widokowy na wieży ratusza – wjazd kosztuje 5 złotych, mnie było szkoda wydawać tak ogromną kwotę.

Nysa Rynek

Rynek w Nysie

Deptak

Nyski deptak

Nysę wspominałbym bardzo dobrze, gdyby nie jeden fakt. Przed 14, po przyjściu na dworzec, potrzebowałem pilnie skorzystać z toalety. Niestety, na dworcu kolejowym i dworcu autobusowym nie ma toalet publicznych. Pod toi-toiem była kolejka, musiałem więc szybko iść do niedalekiej restauracji McDonald’s, gdzie znalazłem darmową toaletę. Wstyd, że miasto tej wielkości nie ma toalety na dworcach, choć w centrum są aż trzy szalety i jedna toaleta w rynku na automat wrzutowy. W razie pilnej potrzeby nie dojdziecie jednak do centrum.

Na holu dworca poczekałem jeszcze 15 minut na pociąg, następnie udałem się na peron. Pociąg do Kędzierzyna-Koźla przyjechał z dziesięciominutowym opóźnieniem, które nadrobił na trasie. SA134-009 to w sumie wygodny pojazd, tym razem trochę bolała mnie tylna część ciała od siedzenia. Pasażerów znów mało, trochę ludzi dosiadło się w Głogówku. Podróż bez żadnych przygód.

SA134-009

SA134-009 jako pociąg Nysa – Kędzierzyn-Koźle

W Kędzierzynie-Koźlu sfotografowałem remontowany dworzec. Okolica niezbyt ciekawa. Do Gliwic pojechałem EN57 relacji Brzeg – Gliwice. Przejazd szybki, po drodze z okien pociągu widziałem stado dzików. Przed Gliwicami było już ciemno, po przyjeździe na stację budziłem jednego z pasażerów.

EN57-940

EN57-940 jako pociąg Gliwice – Kędzierzyn-Koźle

W Gliwicach tłum na peronie czekał na opóźniony pociąg Gliwice – Częstochowa. Normalnie pociąg odjeżdża kilka minut przed przyjazdem pociągu z Nysy, dziś udało się go złapać. EN 57 w barwach Kolei Śląskich zapełniony w ponad stu procentach, przez całą trasę stałem w przedsionku z kilkoma pasażerami. Pomiędzy stacjami Ruda Śląska a Ruda Chebzie usłyszałem głośny, przerażający huk. Do dziś nie wiem, co to było, być może coś się stało z zamkiem w toalecie, bo wcześniej nie było problemu z zamknięciem, a za Rudą Śląską pasażerowie chcący skorzystać z toalety nie mogli się zamknąć.

W Katowicach czekałem około 40 minut na pociąg do Oświęcimia. Tu również bez przygód, poza jedną drożdżówką nic nie kupiłem. Do Oświęcimia obłożenie pociągu około 25%, przyjechałem punktualnie. Pozostał trzykilometrowy spacer do domu.

Podsumowanie

Podróż bardzo krótka, ale też bardzo udana. Pomimo wad miast opisanych w relacji polecam wszystkim zwiedzenie tej części Polski, w tym Głogówka, Nysy i Prudnika. Ze względu na koszty zrezygnowałem ze zwiedzania Otmuchowa i Paczkowa, musiałbym bowiem dokupić bilety autobusowe, nocleg i wykorzystać kolejny dzień REGIOKarnetu, co znacznie podniosłoby cenę wycieczki.

%d bloggers like this: